W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

[Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

17 gru 2019, o 22:08

Wyświetl wiadomość pozafabularną Poczucie czasu kobiety musiało być lepsze niż jego własne, zaburzone przez narkotyk rozpadający się w jego organizmie i oparte zaledwie na mglistych domysłach wyciągniętych ze stanu krwi zakrzepniętej na twarzy oraz niezdjętym pancerzu. Czas w zamknięciu, w surowej, białej szpitalnej klatce, upływał wolniej niż normalnie, ale o ile mogła się pomylić? Dziesięć minut? Trzydzieści? Wystarczający margines błędu, żeby zrzucić opóźnienie Khouriego na problemy w trakcie podróży albo inną, nieprzewidzianą przeszkodę - i niewystarczający, żeby całkowicie go przekreślić. Poczuł iskrę nadziei w klatce piersiowej, ale tym razem ta była inna niż zwykle.
Była blada, przyćmiona. Niepewna. Bo czy mógł mówić o nadziei, gdy obok niej tliło się wahanie czy w ogóle powinni korzystać z tej opcji, nawet gdyby się nadarzyła? Jakaś jego część wręcz skręciła się w sobie, kurcząc. Zawsze myślał, że nadzieja ma dwa ostrza, teraz odkrył trzecie - o wiele łatwiej było podjąć decyzję, gdy myślało się, że ma się tylko jedną opcję. W pewien sposób było to abstrakcyjne odbicie tego o czym wspomniała Maya, gdy rozmawiali o przeznaczeniu i jej rzucaniu się między przeciwników bez wahania.
Gdy odsunęła się o pół kroku, nadal pozostając w zasięgu jego ramion, opuścił dłonie na jej talię, a czoło oparł na chwilę o jej własne. Chłodny dotyk jej skóry był podwójnie kojący dla jego rozgrzanej głowy, pozwalając na kilka uderzeń serca znaleźć ukojenie, gdy mimowolnie obracał twarz ku jej dłoni.
- Nie wiem gdzie jest Reed. Przyglądał się jak jego ludzie mnie obijają, a gdy się obudziłem, nie było go w pobliżu - odparł półgłosem najpierw na jej pytanie o łowcę. Rozumiał jej mętlik i setkę pytań cisnących się na usta - sam w końcu miał ich niewiele mniej, gdy się ocknął. Dla niej niewiedza musiała być równie bolesna. Zamknięta w szpitalnej celi, pozbawiona odpowiedzi i kontaktu z resztą, musiała dopowiadać sobie całą resztę tak jak i on, broniąc się przed zdradziecką wyobraźnią. - Ale Steiger był. Pozwalają nam rozmawiać, bo wie, że pewnie tylko ja mogę cię przekonać. Albo ty mnie.
Odsunął głowę z westchnięciem, również obserwując biotyczkę ze zmęczeniem. Jego wzrok błądził po jej bladej twarzy i po złotych oczach, jakby szukał tam potwierdzenia wszystkiego czego dowiedział się kilka pomieszczeń dalej, jakby próbował zweryfikować liczby przedstawione na datapadzie i czerwony kolor ich komunikatów. Jedna część umysłu zadawała pytanie czy był w stanie zaryzykować stracenie jej i lekarstwa, podczas gdy inna podszeptywała cenę, o której wspomniało narkotyczne wspomnienie w fioletowej sukience.
- Obudziłem się w jego gabinecie, otoczony jego ochroniarzami - kontynuował po dłuższej chwili ze zmęczeniem. - Rozmawialiśmy. Steiger... chce żebyśmy dla niego pracowali. I chyba tylko dlatego nadal nas nie zabił. Mnie.
Czy można było to nazwać rozmową? Dyskusją? Te określenia brzmiały nijako lub zbyt niewinnie w stosunku do przerzucania się z człowiekiem argumentami i oskarżeniami, w kwestionowaniu moralności jego przedsięwzięcia, a ostatecznie i własnych, stojąc w kajdanach na rękach i z krwią na twarzy. Uniósł dłoń do nasady nosa, w odruchowym geście uspokojenia migreny, ale tylko musnął obite płytki chitynowe - nie był to ból na który zaradziłby jakikolwiek masaż, nawet gdyby sam dotyk go nie pogłębiał.
Nawet po rozmowie z Mathiasem nie wiedział czy naukowiec zabiłby Mayę, gdyby odmówił współpracy. Czy próbowałby ją przekonać? Biorąc pod uwagę, że nie dostąpiła zaszczytu spotkania z nim i sam potwierdził, że "nie chciałaby słuchać", nie liczył na to. Czy sięgnąłby po inne formy kontroli? Czy może po prostu faktycznie wykorzystałby ją dla dalszych badań - nie ze złośliwości lub nienawiści, ale zwyczajnej praktyczności i niemarnowania dobrych zasobów do sposobu na pchnięcie projektu o krok dalej?
Jego wzrok prześlizgnął się po złotych tęczówkach, a wcześniejsza iskierka niemal została przyćmiona przez cień bólu.
Biotyczka zapewne wiedziała, że nigdy by tego nie rozważał nawet przez sekundę. Żadne z nich. Oboje mieli swoje różne powody, ale całość problemów sprowadzała się do człowieka skrytego w korytarzu egzotycznej roślinności, jak sam zresztą zauważył wcześniej.
- Pokazał mi twoje wyniki badań - powiedział głucho, odwracając wzrok. - I wyniki jednego z jego ochroniarzy, który też operuje czarną materią. Jednym z badań Castora są biotycy dysponujący twoimi zdolnościami, Maya. Furie.
Opuścił spojrzenie na własne nadgarstki, pocierając nieświadomie obolałe miejsca gdzie odcisnęły się holograficzne więzy. Ból ramion niemal ginął w natłoku pozostałych bodźców cierpienia, ale z jakiegoś powodu nie czuł jakby był wolny. Plasma zniknęła, bo nie była już potrzebna; Mathias znalazł lepsze więzienie.
Dopiero po chwili podniósł spojrzenie rozdartych, zielonych tęczówek, szukając bursztynów Mayi.
- Nigdy bym... - zaczął, ale przerwał, kręcąc głową, nie potrafiąc tego ubrać w słowa. - Steiger... znalazł lekarstwo, Maya. Terapię. Która potrafi wstrzymać postępy twojej choroby, jeżeli to co mówi jest prawdą i nie sfabrykował wyników.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

18 gru 2019, o 15:28

Na dźwięk znajomego nazwiska, kobieta zesztywniała. Może nie spodziewała się, że Steiger już chciał z Viyo rozmawiać. Może zakładała, że też będzie przy tej rozmowie, a nie zostawią ją pod ochroną w pokoju. Dostrzegł nawet w jej oczach iskierki złości, ale miała w tej chwili zbyt wiele powodów by ją odczuwać, żeby dało się je poprawnie i pewnie zidentyfikować. Mogła poczuć się pominięta, albo samo nazwisko Mathiasa obudziło drzemiące w niej pokłady nienawiści, które wcześniej uśpiło nagłe pojawienie się rannego Viyo.
- Przekonać...? - spytała cicho, głucho, marszcząc brwi. Nie spodziewała się jeszcze niczego niepokojącego. Dobite spojrzenie Widma mogła zrzucić na karb odniesionych przez niego obrażeń. Minęła w końcu godzina, może pół, może półtorej. Jak wiele mogło zdarzyć się w takim wąskim oknie czasowym, by czynić dla niej sytuację zupełnie niezrozumiałą?
Pomimo tego, że nie ruszyła się z miejsca, mentalnie lekko się oddaliła. Obserwowała go z rezerwą, z niepewnością i strachem przed tym, co zamierzał powiedzieć następne. Nie tak sobie to oboje wyobrażali. Mieli być w tym razem, to, że z nim przyleciała miało coś dać - ale kiedy tak czy siak zostali rozdzieleni, równie dobrze mogło jej tutaj nie być.
Chęci Steigera sprawiły, że, jak jeden z ochroniarzy, zmieniła się w kamienną figurę. Zamarła w miejscu, z mieszaniną szoku i obrzydzenia na swojej twarzy, jakby Viyo rzucił bardzo niestosownym i absurdalnym żartem, który wyprowadził ją z równowagi. Mrugnęła pierwszy raz, odruchowo, a potem drugi, wolniej, jakby tym samym miała spędzić sobie koszmar z powiek i wrócić do rzeczywistości.
- Chyba sobie żartujesz - wydusiła z siebie, rozplątując skrzyżowane na klatce piersiowej ręce. Opadły luźno wzdłuż jej ciała, wraz z uchodzącym z jej płuc oddechem. - Co to ma znaczyć?
Nie musiała pytać. Viyo i tak zmierzał do wyjaśnienia, ale choć o nie poprosiła i mogła się go spodziewać, nie była na nie przygotowana. Wachlarz emocji mignął za jej ciemniejącymi tęczówkami, jak wprawione w ruch koło, a turianin nie wiedział, na której pozycji zatrzyma się umieszczony na nim wskaźnik.
Nie czekał zbyt długo na to, by się dowiedzieć. W jej oczach nie pojawiła się nadzieja, szok ani zamyślenie. Iskra zmieniła się w zarzewia ognia, a usta wygięły w pełnym pogardy uśmiechu.
- Vex, on kłamie - powiedziała się na spokój, ale w jej głosie wyczuwalny był jad. - Przecież tym jest. Kłamcą. Oszustem. Gdyby był jakikolwiek lek na to, Przymierze by to znalazło. Nie rozumiesz?
Z powrotem podeszła do niego, ale tym razem w tym geście nie było czułości. Gdy chwyciła go za ramię, to nie dlatego, by przekazać mu swoje wsparcie, ale spróbować zakotwiczyć go w rzeczywistości, od której odpłynąl. Przywrócić do teraźniejszości ze świata obłudy i kłamstwa, do którego wciągnął go Steiger.
- Podali ci coś? - warknęła, unosząc głowę by przyjrzeć się jego oczom. Jej niezadowolenie mogło być równie dobrze wywołane znalezieniem czegoś podejrzanego, jak i nieznalezieniem niczego. - Nie daj mu się wciągnąć w swoje gierki. Oboje wiemy, że żadne z nas nie będzie dla niego pracowało. Żadnego leku nie ma. Jesteśmy tu po to, żeby go zabić - dodała, kończąc twardo, stanowczo. - W ten albo inny sposób. On zginie.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

18 gru 2019, o 20:53

Emocje które przemknęły przez twarz kobiety nie były tak odległe od tego co sam czuł, gdy rozmawiał ze Steigerem. Doskonale rozumiał jej reakcję, niemal podświadomie czując jej zbliżający się wybuch; tam gdzie u niego w chwilach największego napięcia zwyciężał lód i pragmatyczna logika, tam u niej rządził ogień i instynkt. Teraz wyjątkowo te dwa podejścia szły w jednej zgodzie, ale to jakaś jego inna część stała nieporuszenie, odmawiając sztywnego poddania się i ustąpienia bez chociażby rozważenia tej najbardziej abstrakcyjnej kwesii.
- Może. Mógł bardzo łatwo sfabrykować dane na datapadzie - potwierdził zmęczonym tonem. - Sam to zresztą przyznał.
Teraz, stojąc w innym pokoju, widmo Steigera wcale nie wydawało się być odległe. Potrafił dostrzec jak bardzo przerażającym mógł być przeciwnikiem, gdyby rzeczywiście nic z tego co mówił nie było prawdą. Tyle, że to nie w tym leżał cały problem. Słowa naukowca były jak jeden z wirusów, które stworzył - zagnieździły się w jego głowie jak idea, wydrapując sobie drogę przez umysł i ukrywając na samym jego dnie, nie pozwalając się uwolnić. Nawet gdyby oszukiwał, nawet gdyby kłamał...
Nawet gdyby go zabili i przetrząsnęli całą placówkę, nie znajdując śladu po leku oraz terapii, miał przeczucie, że to by nie wystarczyło. Że nadal gdzieś tam czaiłaby się myśl, że miał okazję uratować Mayę i ją zaprzepaścił. Jak zepsuta rana, jątrząca się do samego końca. Bez względu na to czy kłamał, czy nie, obrażenia zostały już zadane.
Obserwował Mayę w milczeniu, gdy wyślizgnęła się z jego objęć. Jego ponury wzrok błądził po jej twarzy, po wściekłości wypływającej z jej spojrzenia. Jakaś jego część chciała kontrargumentować jej własne słowa w naturalnym odruchu: czy mogli zakładać, że lekarstwo nie istnieje tylko dlatego Przymierze do tej pory go nie znalazło? A co jeżeli znalezienie go wynikało tylko i wyłącznie z okropności i eksperymentów, których Castor się dopuścił, bo to niektórych prób, niektórych badań, niektórych teorii nie można było sprawdzić w inny sposób, bez porzucania etyki? A może powód był o wiele bardziej prozaiczny, może Steiger po prostu rekrutował wszystkich specjalistów od czarnej materii i to dlatego cały postęp Przymierza stał w miejscu?
Nie powiedział jednak ani słowa. Może jej podejście było lepsze. Może przekonanie o braku nadziei w tym wypadku było lepsze, niż jej toksyczny wpływ, który teraz krążył po jego własnych żyłach.
- Łzy Chikory, cokolwiek to jest - mruknął na jej pytanie, chociaż to brzmiało bardziej jak retoryczne. Narkotyk czy nie, jego głowa pulsowała, umysł miał problemy z utrzymaniem determinacji i pewności siebie, a on nie potrafił stwierdzić czy to zasługa specyfiku, czy faktu że zwyczajnie dotarł do swojej granicy. Że był zmęczony poświęcaniem wszystkiego i wybieraniem między złym rozwiązaniem, a gorszym. Być może narkotyk był tylko narzędziem do otumanienia go, pozbawienia poczucia czasu i złamania, tak jak wcześniejsze obicie przez żołnierzy - a być może ten już dawno rozpadł się w jego organizmie, nie pozostawiając po sobie śladu.
Jej ogień, nawet jeżeli miał negatywne podłoże, był jednak w pewien sposób pomocny. Wściekłość była lepsza od beznadziei i pogodzenia się z własnym losem. Czy sam kiedyś nie powiedział jej tego samego, próbując wyciągnąć ją z mroków AZ-102?
- Wiesz, że praca dla niego byłaby ostatnią rzeczą jaką chciałbym robić. Jest niewiele rzeczy, których pragnę bardziej od jego śmierci i zakończenia tego wszystkiego - odpowiedział cicho, odwzajemniając niezadowolone spojrzenie biotyczki. Ucisk na jego ramieniu i iskierki bólu, które powodował, były zaledwie echem na tle tego wszystkiego, ale w pewien sposób również pomagały. Były fizyczne, rzeczywiste. - Ale myślisz, że łatwo mi zaryzykować możliwość, że mówi prawdę? Bez względu na to jak mała na to jest szansa?
Zamilkł na kilka uderzeń serca, wpatrując się w nią w ciszy. Jego umysł powoli zbierał się z powrotem w sobie, ponownie obierając na cel swoją kotwicę. Jej ostatnie słowa przebrzmiały w jego głowie, ale znalazły tylko częściowe potwierdzenie, budząc jednak coś zupełnie innego.
- Co ma być to będzie? - powiedział cicho, powtarzając jej własne słowa. Potrzebował tych kilku dodatkowych minut. Widoku Mayi i jej słów. Steiger być może odsunął ją na bok i nie pozwolił brać udziału w rozmowie, ale była tak samo integralną częścią ścieżki, którą podążali, jak on. I nie mógł - nie chciał - podejmować tej decyzji bez niej. Nawet jeżeli jej efekty oznaczały szansę na mrok o wiele większy niż ten, w który wrzucił go Steiger.
Ale śmierć naukowca nie była już jedynym celem.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

30 gru 2019, o 16:10

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nazwa specyfiku również jej była obca. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem. Czymkolwiek były Łzy Chikory, żadne z nich nie mogło się o tym dowiedzieć bez dostępu do extranetu, lub choćby wszechwiedzącej dzięki aktywnemu połączeniu z siecią Etsy. Omni-klucze zostały im zabrane, a wraz z nimi swoiste okno na świat.
Jego pytanie wprawiło ją w zamyślenie. Sprawiło, że obok iskierek ognia, w jej oczach pojawiły się nieśmiałe przebłyski czegoś więcej. Możliwości, które prezentował Steiger. Tej dobrej strony układu, który proponował, przy całkowitym zignorowaniu wszystkiego innego. Gdyby na moment przestać myśleć o tym, że m usieliby dla niego pracować, gdyby pominąć wszystkie zbrodnie, których dokonał, perspektywa ich wspólnej przyszłości, rozciągającej się na znacznie dłuższy okres czasu niż kilka miesięcy, wyglądała kusząco. Zdawała się zdejmować z serca zalegający na nim ciężar, o którym do tej chwili oboje mogli zapomnieć, skupiając się na znacznie pilniejszych sprawach.
- On musi umrzeć - powiedziała cicho, zapewniając równie dobrze jego, jak i siebie. Przypominając to, o czym Viyo zdawał się zapomnieć na krótki czas. Powód, dla którego w ogóle znaleźli się na Chasce, dla którego rzucili się prosto w paszczę potwora nie wiedząc, czy uda im się wydostać. - Pogodziłam się z tym, co nas czeka na samym końcu - dodała, puszczając jego ramię.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, obejmując własne ramiona, jakby nagle jej ciało objął chłód. Brzmiała tak, jak w chwili, w której te same słowa mówiła mu na Elpis. Złoto w jej tęczówkach zawsze przygasało gdy ich rozmowa schodziła na te niebezpieczne tory, ale w głosie brzmiał spokój, nie drgał pod wpływem przesadnych emocji.
- Nawet, jeżeli mówi prawdę... - dodała niemal bezgłośnie, jak możliwość, o której z trudem wspominała, jakby im głośniej o niej mówiła, tym bardziej rzeczywista mogła się stać. - Od początku wiedziałam, jak to wszystko się skończy. Jeszcze zanim poznaliśmy się w Horusie. Dzięki tobie mogłam ułożyć... elementy układanki na swoje miejsce. Poukładać to sobie wszystko w głowie. Zrozumieć, że Niezłomny nie był dziełem przypadku. Że moje przeżycie nim nie było.
Zacisnęła palce na swoich ramionach, powodując zagięcia w gładkim, szarym kombinezonie, który nosiła pod pancerzem. Jej oczy były niczym zwierciadła, ukazujące panujące nad jej sercem emocje. Niegdyś były zamglone, nie pozwalały turianinowi na dostrzeżenie niczego więcej poza ich niecodziennym kolorem. Ale teraz jej twarz wyrażała wszystko, czego nie potrafiły słowa.
Nawet, jeżeli Viyo dostrzegł w Steigerze ludzką twarz, dostrzegł okazję na zapobiegnięcie niepotrzebnej tragedii, na wydłużenie czasu, w którym mógł trzymać Mayę przy sobie, Volyova widziała w nim skazańca oczekującego na wykonanie wydanego na niego wyroku. A jego kat miał niebieskie włosy i złote spojrzenie.
- Muszę tylko się do niego zbliżyć - otworzyła usta, lecz jej głos graniczył z szeptem. Gdyby nie ich bliska odległość, turianin mógłby jedynie zgadywać, co w tej chwili do niego powiedziała. - I to wszystko się skończy.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

4 sty 2020, o 14:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wszystkie ostatnie miesiące sprowadzały się do śmierci naukowca. Każde wyrzeczenie, którego się podjęli, każdy ból którego doświadczyli, każda cena którą musieli zapłacić... Sam przez cały ten czas tłumaczył sobie, że odnalezienie ludzi stojących za AZ-99 i dysponujących środkami, żeby zinfiltrować Hierarchię, było większym dobrem - czymś co należało zrobić dla dobra galaktyki, bez względu na to jak będzie to postrzegane przez innych. Upierał się, że nawet Rada nie dostrzega implikacji ich odkryć, że w strachu przed wzbudzeniem paniki i kolejnej wojny, zamiata pod dywan coś co w przyszłości będzie prowadziło do globalnej katastrofy. Prawda miała jednak dwie strony, co przyznał przed samym sobą już jakiś czas temu, na pokładzie Elpis.
Zemsta definiowała go w takim samym stopniu co Mayę.
Granica przy której szlachetne pobudki zamieniły się w prywatną wendettę była niemal niewidoczna, jeżeli w ogóle kiedykolwiek istniała. Być może cała ta piękna otoczka była tylko tym - kolorową maską skrywającą brzydką prawdę. Wielobarwnym, patriotycznym muralem przesłaniającym zespół szoku pourazowego po ludobójstwie na AZ-99, po koszmarach na Lyesii i w hotelowym korytarzu, po decyzjach które musiał podjąć, a które złamałyby każdego.
Być może odrzucenie możliwości zaproponowanej przez Steigera było tylko kolejnym elementem potwierdzającym tą wersję historii.
Praca dla niego kupiłaby im więcej czasu. Pozwoliłaby przesunąć nieuniknione dalej, a może i całkiem wyeliminować. W przeciwieństwie do tego co mówiła niebieskowłosa biotyczka, on nie pogodził się z takim końcem. Od samego początku zamierzał walczyć, nawet jeżeli kobieta wolała porzucić nadzieję - miał tylko nadzieję, że odbędzie się to później niż sądził. Po tym wszystkim, po Castorze, po konfrontacji z Radą, po wywiązaniu się z obietnicy złożonej Etsy... Po dziesiątkach planów, które odkładał na później, a które piętrzyły się w jego podświadomości. Poznanie Mayi przewartościowało jego cele, zmieniło jego podejście.
Mieli mieć lata. A zostały im miesiące. Tygodnie, jeżeli to co mówił Steiger było prawdą.
Błądził spojrzeniem po twarzy biotyczki, po jej gasnących złotych oczach, gdy pogrążała się w swoich własnych koszmarach. Oboje byli już w takim stanie, że zwykła gorycz lub bezradność nie opisywały tego co czują. Nie była to już nawet rezygnacja.
W milczeniu wyciągnął ręce, obejmując ją i przyciągając do siebie delikatnie - w takim samym stopniu korzystając z niej jak z kotwicy, co oferując siebie jako własną. Chłód jej ciała działał kojąco, a bliskość pozwalała odsunąć na bok wątpliwości; schował usta w jej błękitnych włosach, przymykając na chwilę oczy i przez kilka długich sekund nic nie mówiąc. Całe swoje życie próbował walczyć z rzeczywistością, próbował szukać wyjścia z każdej beznadziejnej sytuacji, bezmyślnie broniąc się przed Losem nawet gdy ten próbował mu odgryźć twarz.
Na Nos Astrze uratował ją przed skokiem z urwiska. Po Noverii ona odwdzięczyła się tym samym. Być może teraz nadeszła pora dokończyć to co tutaj zaczęli - i skoczyć razem. Bo być może jeżeli tego nie zrobią, żadna ilość czasu nie zmieni tego co zżerało ich od środka, wbrew temu co sugerował Steiger. Być może wspólne chwile wyrwane przeznaczeniu stracą na wartości, zostaną wypaczone przez gorycz i nienawiść, stając się kolejnym objawem trawiącej ich choroby.
Był pewien abstrakcyjny spokój w ich sytuacji. Cisza umysłu godzącego się ze swoim losem, harmonia ciała w stanie nieważkości, poddającego się działaniu grawitacji. Zwycięstwo chwili nad czasem, odsuwającej przyszłe problemy na rzecz faktu, że te mogą nigdy nie nadejść.
- Przeznaczenie czeka na drodze, którą postanowiłaś ominąć - powiedział cicho, opierając brodę na jej głowie. Zamknął oczy, przez kilka chwil tkwiąc w bezruchu, po prostu wsłuchując się w bicie jej serca przy jego własnym, nim z powrotem pochylił twarz, chowając usta w jej włosach. Jednak tym razem nie w pocałunku, a bardziej praktycznym geście.
- Jego gabinet jest kilka pomieszczeń stąd, ale jest otoczony swoimi najlepszymi ludźmi i przynajmniej jedną Furią - szepnął niemal bezgłośnie. - Ale nie wiem czy Steiger zaryzykuje spotkanie z tobą. Mogę ci kupić sekundę lub dwie, jeżeli to zrobi, ale nie wiem czy możemy na to liczyć. Może nie powinniśmy liczyć już na fortele. Jesteśmy teraz razem i to może być ostatnia taka sytuacja.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

19 sty 2020, o 00:07

Jego ramiona były wszystkim czego potrzebowała w tej chwili, lecz jednocześnie ostatnim, co powinni robić gdy w grę wchodził czas. Jeżeli byli podsłuchiwani, nietrudno ochroniarzom będzie wydedukować ich prawdziwe zamiary. Niedługo będą mogli planować swoją akcję. Kobieta odmówiła, nie przystała na propozycję Steigera nawet jeśli miało ją to kosztować jej życie. Swoją decyzją przypieczętowała nie tylko los Mathiasa ale i swój własny.
I być może również Viyo.
W pewnym momencie dotarło to również do niej. Przedarło się przez gruby welon nienawiści i determinacji, który odgradzał ją od tych części rzeczywistości, które nie zostały wypalone na jej powiekach. Jej rzucenie się do walki, której nie miała szans wygrać, równało się z pociągnięciem go za sobą. Pogodzona z własnym przeznaczeniem, nie dostrzegała tego, które stało przed Viyo. Drogi, na którą chętnie wchodziła nie zważając na to, co będzie później.
Prawda jednak nie otrzeźwiła jej w pełni. Ostudziła nieco gorejący w oczach płomień, ale nie rozluźniła nieco napiętych mięśni.
- Wiem, że to równie twoja ścieżka jak moja. Ale to będziesz musiał sobie odpuścić - odpowiedziała. Jej głos brzmiał jak obietnica, zbyt cicha by ktokolwiek poza nimi był w stanie ją usłyszeć. Wyszeptana wprost do ucha, miała szans zostać podchwyconą przez prawdopodobnie obserwujący ich monitoring.
Uścisnęła go mocniej, obejmując dłońmi. Uścisk przypomniał mu o uszkodzonych żebrach. O ciele, które lata musztry przygotowały na ewentualną walkę w każdych okolicznościach, lecz które teraz nie przywitałoby jej zbyt ciepło. Nie chciała sprawiać mu bólu, ale jej myśli były przyćmione. Nigdy wcześniej nie znaleźli się tak blisko końca. Końca innego niż ten, który mogła dostrzec w ostrzu Bryanta wbitym między jej żebra, w trzymających ją łapach kroganina na wyspie Orena Virii lub pocisku Donovana Reeda rozbijającego się o jej napierśnik w Szanghaju. Ten rodzaj kresu był wyczuwalny w powietrzu. Miał swój smród, którego nie dało się uniknąć nawet gdy stali sami, oddaleni ścianą od potencjalnego zagrożenia.
- Musisz zadbać o to, żeby twoja rodzina była bezpieczna. Wyda rozkaz jeśli mu się sprzeciwisz - dodała i tym razem jej głos zadrżał lekko, obarczony ciężarem, jaki niósł za sobą sens jej słów. - Chyba jesteśmy tu sami. Jeśli oboje tu zginiemy, to wszystko będzie na marne. Nikt nie przekaże informacji Radzie. Ujdzie im to na sucho. Może ucierpią tu i ówdzie, ale Steigera zastąpi ktoś inny.
Wtuliła twarz w jego szyję, unosząc się na palcach by zrekompensować różnicę w ich wzroście. Oboje czuli, jak czas znów przelewa się im przez palce. Nikt nie pukał, nikt nie otwierał drzwi ani nie pośpieszał w inny sposób, ale polegali na cierpliwości człowieka, który mógł nie mieć jej wiele pokładów.
- Etsy nie może zostać sama - dodała niemal bezgłośnie, nie odstępując od niego ani na centymetr, co pozwalało jej skryć twarz przed kamerami, ale też przed nim samym. - Tylko ciebie ma.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

20 sty 2020, o 20:09

Wyświetl wiadomość pozafabularną Słowa kobiety otarły się o jego umysł, wywołując krótki impuls czegoś czego nie potrafił ująć w odpowiednie słowa. W każdej innej sytuacji już sama ta sugestia spowodowałaby pewnie długą dyskusję na którą teraz nie mogli sobie pozwolić, a kilka miesięcy wcześniej wywołałaby zapewne o wiele inne uczucia. Teraz jednak tylko podniósł wzrok na ścianę za jej plecami, wpatrując się w nią niewidzącym spojrzeniem, podczas gdy jego myśli krążyły niemal leniwie dookoła tej chwili. Czuł jej błękitne kosmyki pod swoją brodą i chłód jej ciała przy swojej szyi, ale także i spokój, który spłynął na niego wcześniej, gdy pogodził się ze swoją nową ścieżką. Gdy przypomniał sobie po co tu przybyli i wszystkie słowa, które wymienili na Elpis. Jej cichy protest nie trafił jednak tam gdzie mogłaby chcieć.
- Szkoda, że nie znajdujemy się w mesie Elpis. Tam miałbym przynajmniej jakąś szklankę do rzucenia pod ręką - odpowiedział niemal miękko, błądząc wzrokiem po bieli pomieszczenia szpitalnego.
- Mam dość bycia tarczą dla całego wszechświata, mam dość podejmowania decyzji dla większego dobra i mam dość odsuwania własnych pragnień kosztem ogółu. - Pomimo swoich słów, jego głos był łagodny i spokojny, a rozbicie, niepewność i bezsilność, które nawiedzały go coraz silniej przez ostatnie tygodnie gdzieś zniknęły. Być może pogodził się w końcu z nową rzeczywistością, a być może po prostu dotarł do granicy rozterek, wątpliwości i poświęceń, znajdując za nią tylko ciszę i pustkę. Bo w końcu po prostu podjął decyzję. - Umieranie jest łatwe. To ci co przeżywają mają najgorzej. Ty też masz rodzinę, która nigdy nie zobaczy cię ponownie, jeżeli dasz się tutaj zabić. Masz mnie, który nie wybaczyłby sobie, jeżeli dałby ci tutaj zginąć. Masz tyle samo powodów żeby przeżyć, co ja. Tyle samo obietnic złożonych mnie, co ja tobie.
W przeciwieństwie do niej, on postrzegał teraz obecność zbliżającego się kresu zupełnie inaczej. Ostatnie miesiące były pełnie nieustającej walki, pościgów, walki z czasem, walki z Radą, walki z Mayą, walki z Etsy, walki z kłamstwami i cieniem Castora, walki z całą cholerną rzeczywistością. Były to miesiące wyrzeczeń, poświęceń, koszmarów nocnych, porzucania ideałów i tracenia kawałków samego siebie jeden po drugim. Zbliżający się koniec, bez względu na to jaki by nie był, wydawał się niemal upragniony.
Niósł ze sobą obietnicę spokoju. I odpoczynku.
- Nie. Wszyscy troje podjęliśmy już tę decyzję na Elpis. Wiedzieliśmy, że prawdopodobnie wchodzimy na ścieżkę prowadzącą w tylko jedną stronę. To dlatego tu jesteśmy. - Zwodnicze słowa Steigera, ciosy żołnierzy Donovana, narkotyk pływający w jego żyłach, miesiące nakładającego się wyczerpania... Wszystko to sprawiło, że na chwilę poddał się beznadziei i o tym zapomniał. Ale teraz pamiętał.
Przesunął dłonie na talię biotyczki i odsunął ją delikatnie od siebie, tylko na tyle żeby móc spojrzeć na jej twarz.
- Podjąłem decyzję, Maya. Nie opuszczę tego miejsca bez tego po co tu przyszliśmy, bez ciebie ani bez wszystkiego co nam się należy za wszystkie wyrzeczenia i krzywdy. Albo nie opuszczę go wcale. Nie będzie więcej półśrodków, nie będzie połowicznych zwycięstw. nie będzie gorzkich kompromisów. Nawet jeżeli ma to oznaczać, że oboje zginiemy, a resztę świata trafi szlag - dodał łagodnie, ale w jego oczach tkwiła zielona stal.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

5 lut 2020, o 17:16

https://i.imgur.com/EYaSP1h.png[/imgw]
Udana śmierć

Krąg 4
Wyrok


Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Vex
“Faith is about doing. You are how you act, not just how you believe.”
― Mitch Albom


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Nie musiał więcej jej przekonywać. Pomimo tego, że wciąż wątpiła w zasadność tej decyzji, rozumiała decyzję, którą podjął przy niej na Elpis i dlaczego chciał się jej trzymać. To ona ciążyła im na serca ch gdy zdecydowali się na ten plan. Świadomość tego, jak mogło się to skończyć i jak marne wyliczyłaby im Etsy szanse procentowe nie były w stanie odwieść żadnego z nich od realizacji tego, co zamierzali zrobić jeszcze zanim doszło do ich spotkania.
- Myślałeś, że to się skończy w ten sposób? - spytała cicho, uśmiechając się lekko. Gest nie dotarł do jej oczu, jedynie unosząc kąciki ust, uwydatniając znajdującą się przy nich, drobną szramę. W świetle pokoju lekarskiego blizny na jej twarzy były doskonale widoczne, ale jej bursztynowe oczy skutecznie odciągały od nich wzrok. - Inaczej to sobie wyobrażałam kilka miesięcy temu. Cieszę się, że jesteśmy tu razem.
Wypuściła powietrze z ust, uspokajając się na tyle, na ile była w stanie. Nie spuściło to napięcia z jej mięśni, nie zrelaksowało wyprostowanej postury, ale rozgoniło chmury, które przysłaniały jej trzeźwość myślenia.
- Pora na nas - powiedziała cicho, wskazując podbródkiem drzwi, zza których kilka minut wcześniej wyszedł Viyo.
Zdawała sobie sprawę z tego, że obstawa po drugiej stronie będzie przygotowana na ich wyjście. Że przywitają ich bronią i kajdankami, nieprzyjemnym szturchaniem lub pchaniem w stronę przejścia. Ale gdzieś tam, po drugiej stronie, czekał na nich Steiger. Nawet jeśli oboje mieli być związani gdy wreszcie przed nimi staną, nawet jeśli z ich planu nic nie wyjdzie, Volyova planowała dać z siebie wszystko, by nie zmarnować szansy, którą dostała. Szansy na zakończenie tego, co zganiało z jej powiek sen od miesięcy.
Zacisnęła dłonie w pięści, spodziewając się najgorszego powitania i ruszyła w stronę drzwi. Nie było w jej ruchu niepewności, ale poruszała się powoli, na wypadek, gdyby jej gwałtowność miała zostać opacznie zrozumiana. Zanim dotarła do drzwi, ciszę przeszył przeraźliwy huk.
Odwróciła się w jego kierunku, odruchowo, zdezorientowana, gdy jej twarz spowiła łuna szkarłatowego światła, a podłoga zadrżała niepokojąco. Huk nie ustawał, a gdy bębenki uszne turianina przystosowały się do nagłej zmiany, w jednostajnym jazgocie rozpoznał kilka, następujących po sobie eksplozji.
Volyova zdała sobie z tego sprawę w tym samym momencie. W jej oczach pojawiło się zrozumienie. Sekunda porozumienia, którą nawiązali bez słów, nim drzwi przed nimi rozsunęły się gwałtownie.
- Idziecie z nami - głuche warknięcie ochroniarza nastąpiło tuż po ostatniej eksplozji. Reakcja na to, co się działo, była natychmiastowa. Zautomatyzowana. Nie potrzebowali chwili na rozejrzenie się lub otrząśnięcie z inicjalnego szoku, nie potrzebowali spytać swoich przełożonych o to, co powinni zrobić zaraz. Zablokowali przejście, ich trójka opancerzonych. Dwójka bardziej z tyłu trzymała w dłoniach karabiny gotowe do strzału, a ten wysunięty na przodzie - dwie pary kajdanek.
Odczekali sekundę, nim nie ruszyli na stojących w środku pomieszczenia, nieuzbrojonych więźniów, chcąc natychmiast ich skuć.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

7 lut 2020, o 20:18

Wyświetl wiadomość pozafabularną Cień uśmiechu Mayi sprawił, że jego własne usta drgnęły w bliźniaczym odbiciu, w podobny sposób również nie sięgając oczu. Oboje wiedzieli, że dotarli do pewnej granicy, a wypowiedzenie tego na głos niejako przypieczętowało ich los. Wszystkie szanse procentowe pokazywały, że byli martwi od momentu w którym przekroczyli po raz ostatni próg Elpis, schodząc na powierzchnię Chasci. Ale przecież nie była to żadna nowość.
- Zależy kiedy byś mnie o to zapytała - odparł na jej pytanie łagodnie, unosząc dłoń, żeby niemal nostalgicznie odsunąć na bok niesforny kosmyk jej błękitnych włosów, wsuwając go jej za ucho. - Pół roku temu wyobrażałem sobie swój koniec gdzieś na misji z innymi żołnierzami, może w trakcie jakiejś strzelaniny z piratami lub heroicznie detonując jakiś porwany okręt z sobą w środku, żeby umożliwić ewakuację niewolników czy innych jeńców. Dwa miesiące temu? Samotnie na dnie oceanu, na pustyni albo gdziekolwiek indziej, wykonując misje Rady. Tydzień temu? W więzieniu, odsiadując dożywocie.
Przesunął delikatnie dłonią po jej policzku, odwzajemniając jej złote spojrzenie i na kilka uderzeń serca myślami błądząc gdzieś indziej, z dala od tego wszystkiego co ich teraz tu otaczało oraz ponurego zakończenia wyłaniającego się zza horyzontu, odnajdując wzrokiem w jej bliznach i bursztynowych tęczówkach fragmenty z przeszłości, niczym pokaz slajdów prowadzący od ich spotkania w Horusie, aż do tego momentu.
Było też jeszcze jedno zakończenie, które dostrzegał zaledwie kilka minut temu. Najtrudniejsze do przełknięcia i zarazem najbardziej obarczone goryczą, prowadzące do stania się kimś kogo nie spodziewał się ujrzeć ani za czasów wojska, ani za czasów Widma, ani nawet gdy wciąż zbliżali się do planety o dwóch różnych twarzach, ale jednak kogoś, kogo cień zaglądał mu przez ramię coraz częściej w ostatnich tygodniach. W tym zakończeniu Elpis znikała z radarów, a on sam stawał się psem gończym na posyłki Steigera - ścigając jego wrogów i prawdopodobnie, jeden po drugim, zatracając siebie samego oraz tracąc ostatnie z resztek ideałów, które posiadał. Ile czasu by potrzebował, żeby przestać dbać o naprawianie galaktyki? Ile obietnic musiałby złożyć mu Castor, iloma kredytami go zasypać, ile lat zwrócić Mayi, żeby przestało go interesować kto znajduje się po drugiej stronie karabinu, kto ginie ze względu na jego decyzje i czyje zaufanie zdradza lub komu dane słowo łamie?
Jednak czas płynął. I to zakończenie również należało do przeszłości.
- Ja też. Ale nie zamieniłbym tego końca na żaden z tamtych - odpowiedział cicho.
Opuścił rękę, a gdy biotyczka wskazała w stronę drzwi, po prostu skinął głową. Cofnął dłoń z jej talii i odwrócił się do wyjścia, tam gdzie oczekiwali na nich żołnierze Steigera. Gdzie czekało ich zakończenie.
Nie zdążył jednak zrobić więcej niż jednego kroku.
Nagły huk złożony z szeregu eksplozji rozerwał ciszę skrzydła szpitalnego, zrywając zasłonę beznadziei i pełnej kontroli Castora, przebijając się promieniem szkarłatnego światła przez zasłonę napierających zewsząd cieni. Drgnął zaskoczony, a jego umysł potrzebował sekundy, żeby zorientować się co się stało. Przypomnieć sobie o tym co oboje zdołali już spisać na straty, przekreślić i zapomnieć. Jednostajny szum systemów wentylacji i filtracji powietrza zniknął w odległym huku, zastąpiony przez cichutki pisk w uszach niespodziewających się nagłego dźwięku oraz stłumiony, nieokreślony rumor poza sztucznymi ścianami.
Nie musieli nic mówić, gdy jego wzrok skrzyżował się na uderzenie serca ze spojrzeniem Mayi.
Khouri nadal żył. I trzymał się planu.
Drzwi otworzyły się z sykiem, ukazując stojących w przejściu ochroniarzy. Niestety oni również potrzebowali zaledwie jednej myśli, żeby zacząć działać. Nie była to grupka przypadkowych strażników z klubu nocnego, niespodziewających się jakiegokolwiek ataku i traktujących swoją pracę niemal dorywczo. Nie, żołnierze Castora byli żołnierzami. Elitą. Jego wzrok przesunął się na karabiny wymierzone w ich stronę, żeby zrozumieć, że musieli mieć protokoły nawet i na podobne sytuacje. A potem na kajdanki w rękach trzeciego mężczyzny, zawieszając na nich spojrzenie.
Było ich trzech. Uzbrojonych, opancerzonych, gotowych do strzału. On nie miał generatora tarcz, a Maya nawet pancerza.
Niemal mimowolnie przesunął się nieznacznie w bok, stając między nimi, a biotyczką. Po części z odruchu, ale po części z dużo bardziej praktycznego powodu, gdy w chwili zagrożenia jego chłodny, pragmatyczny fragment osobowości przejął kontrolę - jego pancerz dawał jej o sekundę więcej czasu na ewentualną reakcję gdyby postanowili walczyć, ukrywał ją przed ich wzrokiem dając ułamek przewagi, którą tylko Furia mogłaby wykorzystać gdyby chciała.
- Nieprzewidziane problemy? - zapytał niemal uprzejmie, podczas gdy jego umysł szacował ich szanse gdy dadzą się skuć i wyprowadzić, licząc że Khouri ich znajdzie i wyzwoli, przeciwko tym w których zaczynają się bronić teraz, wykorzystując element zaskoczenia i stosunkowo niewielką przewagę liczebną żołnierzy w stosunku do tej, którą mogą zastać po zmianie lokalu - prawdopodobnie takiego z dala od Steigera.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

8 lut 2020, o 19:41

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nikt nie odpowiedział na jego niemal uprzejme pytanie, choć być może wpłynęło ono na gwałtowność, z jaką środkowy żołnierz złapał go za ramię i obrócił w stronę ściany, pchając w jej stronę. Kątem oka dostrzegł, jak Maya spogląda na przeciwników z wściekłością, ale w jej oczach widniała ostrożność. Nie ruszała się, nie szykowała się do walki. Nie próbowała samobójczo rzucić naprzód, bez tarcz, bez pancerza. Wiedziała jak głupio byłoby umrzeć tak blisko od ich celu, gdy, przynajmniej na razie, nikt nie próbował bezpośrednio im zagrozić.
Ochroniarz złapał za ręce turianina i wygiął je do tyłu, wywołując falę bólu przetaczającą się stłuczonym barkiem, promieniując aż po czubki palców. Omni-kajdanki zacisnę ły się na jego nadgarstkach, krępując ruchy. Nie czuł ich chłodu ani ciepła. Były obojętne.
Skuty, został popchnięty w stronę wejścia. Jeden z pozostałej dwójki mężczyzn opuścił swój karabin, łapiąc go w jedną dłoń, a drugą chwytając turianina pod ramię. W tym czasie, za jego plecami, Maya wydała z siebie cichy warkot, gdy i ona została potraktowana w taki, a nie inny sposób. Jej ciało jednak nie było uszkodzone poprzednimi atakami, ucierpiała więc wyłącznie jej duma.
- Psy nie szczekają nieproszone? - prychnęła, a ostatni ochroniarz popchnął ją do przodu tak mocno, że uderzyła w plecy Viyo, którego w przejściu wciąż trzymał drugi mężczyzna.
W ciszy ruszyli do przodu, tą samą drogą, którą oddział przywlókł tutaj turianina kilka, kilkanaście minut temu. Ich konwój prowadził lider grupy, w środku korytarzem szli oni, a za nimi, niemal dysząc im w karki, śpieszyła się pozostała dwójka.
W bazie nie rozległ się czerwony alarm. Nie włączyły się światła ostrzegawcze, nie zabrakło prądu, a korytarzami nie biegali w szale pracownicy, nie wiedząc co się dzieje. Idąc, minęli pędzących w przeciwnym kierunku, czterech ochroniarzy, których automatycznie ich eskorta przepuściła w miejscu, zatrzymując się. Poza tym, nic nie wskazywało na to, żeby stacja uległa uszkodzeniu - nic poza wybuchami, które nią wstrząsnęły przed chwilą.
W gabinecie Steigera wymieniło się kilka osób. Kobieta i dwójka mężczyzn, których wcześniej widział, zniknęli, zastąpieni przez inne dwa, ciemne pancerze i długi płaszcz.
Na środku, w połowie drogi między drzwiami a biurkiem Steigera, stał Donovan Reed, spoglądając na wchodzących z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Jestem bardzo tobą zawiedziony, Vexariusie - westchnął z żalem Mathias. Jego niemal przykryta roślinnością sylwetka znów znajdowała się w cieniu, pomiędzy dwiema wysokimi regałami wypełnionymi różnorodnymi, lecz tym razem nie kazał im na siebie długo czekać. Odwrócił się przodem do nich, wracając do swojego biurka. W dłoni trzymał fiolkę z jakimś niebieskawym płynem, którą odłożył na blat obok swojego notatnika. - Myślałem, że mogę liczyć na twoją szczerość, kiedy oferuję ci własną.
W jego głowie zabrzmiała nuta drwiny. Nie miał przekonania do własnych słów, choć oburzenie odznaczające się na jego zwykle stoickiej twarzy było prawdziwe. Cokolwiek się stało, z pewnością się tego nie spodziewał.
Jego wzrok zabłądził, oddalając się od stojącego wśród eskorty turianina w bok. Po jego lewej stronie stał duch o bursztynowych oczach, wysoko zadartym podbródku i zaciśniętej w napięciu, i wściekłości szczęce.
- Jestem tym, czego się spodziewałaś? - ciche pytanie przecięło gęste od emocji powietrze niczym wbijający się w nie nóż. - Okrutnym i bezlitosnym barbarzyńcą, który wymordował cały twój oddział?
Ani jego przeorana doświadczeniem twarz, ani przyprószone siwizną włosy, ani ubrudzone ziemią dłonie czy prosty sweter nie były znakami mordercy. Nie miał w spojrzeniu iskry szaleństwa, nie uśmiechał się perwersyjnie na widok swojej wygranej, nie bawił się sztampowo nożem, szykując się do dorwania swoich ofiar. W tej chwili bardziej przypominał ogrodnika po pięćdziesiątce niż rasowego zabójcę.
- Dokładnie tym jesteś - wycedziła przez zęby bez chwili zawahania. Jej ciało mimowolnie nachyliło się do przodu, a noga wystąpiła o pół kroku, podnosząc napięcie w pomieszczeniu do jeszcze wyższego poziomu, a ochroniarzy i eskortę w stan najwyższej gotowości. W jej głosie pobrzmiewały zupełnie inne emocje niż te, które pchały ją do przodu gdy z wściekłością rzucała się na przeciwników. Turianin rozpoznał w nim gorycz. - Nie spodziewałam się nikogo innego.
Mathias westchnął cicho, niemal z zawodem. Uniósł dłoń, jakby chciał nią wykonać jakiś gest lub czegoś sięgnąć, ale zatrzymał ten ruch w połowie. Zamiast tego, odchrząknął, wracając wzrokiem do Viyo.
- Ilu was jest? - spytał zimno, ostro, pozbawiając Widmo złudzeń o tym, że mogą teraz wrócić do poprzedniej, uprzejmej konwersacji. - Co próbujecie tu osiągnąć?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

10 lut 2020, o 00:37

Wyświetl wiadomość pozafabularną Statystyka nie wyglądała zachęcająco przy żadnej z tych decyzji. Szanse na przeżycie ataku na doświadczonych i gotowych do działania żołnierzy sił specjalnych bez żadnej broni, tarcz oraz pancerza były niemal zerowe, ale wyprowadzenie w kajdankach było tylko niewiele lepsze. Ostatecznie to czas zdecydował za nich - sekunda rozmyślań upłynęła i brak reakcji stał się wyborem; ramię ochroniarza popchnęło najpierw jego na ścianę, a potem Mayę, pozwalając wykręconym ramionom ponownie zakosztować bólu. Uderzenie serca później powietrze przeszyło ciche buczenie kajdanek aktywowanych na nadgarstkach i pętających ręce za plecami.
Umysł miał tendencję chwytać się nadziei wszędzie tam gdzie ją dostrzegał, nawet najbardziej płonną lub ukrytą. W tym przypadku było to zwykłe istnienie niewiadomej - droga za drzwiami niosła dodatkowe kilka minut życia, dodatkowe możliwości i potencjalne rozwiązania, które straciliby ginąc tu i teraz, w samobójczym ataku.
Gdy zostali wyprowadzeni na korytarz i ruszyli w tą samą stronę skąd wcześniej przyszli, pozwolił sobie na ostrożną analizę. Korytarze placówki były spokojne i ciche, pozbawione paniki oraz zamieszania na które liczyli, ale być może to ograniczało się tylko do skrzydła, które namierzył Khouri. Biegnący w szyku oddział ochroniarzy, który ich minął, był cichy i skupiony; Vex odprowadził ich wzrokiem aż zniknęli za ich plecami, pozostawiając po sobie tylko dźwięk oddalających się opancerzonych butów na posadzce bazy.
W przeciwieństwie do jego i Mayi, Nazir był opancerzony i uzbrojony po zęby. Pytanie tylko czy to miało wystarczyć.
Ich krótka podróż okazała się prowadzić z powrotem do gabinetu Steigera. Mężczyzna mógł wrzucić ich do celi i uwięzić do czasu rozwiązania niespodziewanego problemu, ale zdecydował się wybrać inaczej. Kiedy drzwi ponownie rozsunęły się przed nimi i zostali wprowadzeni do ogrodowego biura naukowca, do ich powonienia ponownie dotarł zapach roślin i egzotycznych kwiatów zdobiących szeregi półek. Viyo przesunął spojrzeniem po pokoju, zatrzymując się, gdy za ich plecami zamknęło się przejście.
Jego wzrok skrzyżował się na chwilę z szarym spojrzeniem tęczówek Reeda, nim po chwili zawisł w końcu na sylwetce Steigera.
Nie skomentował jego uwagi, a przynajmniej nie od razu. Śledził go w milczeniu, obserwując jego twarz i chód, gdy wracał do biurka. Stoicka maska była zaburzona, przeorana emocjami. Oburzenie i pozostałości zaskoczeniu niespodziewanym obrotem wydarzeń, stanowiły dla niego drobne zwycięstwo - nawet jeżeli bardzo prozaiczne i próżne. Ukłucie satysfakcji było jedyną drobną przyjemnością na którą mógł sobie teraz pozwolić.
- Wygląda na to, że tylko jedno z nas spodziewało się dzisiaj czegoś innego - odezwał się cicho. Czuł napięcie Mayi niemal tak dobrze jak i swoje własne; reakcja żołnierzy była natychmiastowa, podobnie jak wcześniej w jego przypadku. Czy jednak zdążyliby zareagować na jej teleportację, musząc pilnować jeszcze turianina?
Rozmowa wyglądała teraz inaczej nie tylko dlatego, że skończyły się uprzejmości i ostrożne obserwowanie przeciwnika, próbując go wybadać i zacisnąć dookoła niego sieć. Teraz byli tu z Mayą razem. Pająk zaczynał się orientować, że coś jest nie tak. A oni jak zwykle potrzebowali czasu.
- Sam to przyznałeś, Steiger - odpowiedział na jego pytanie po chwili milczenia, odwzajemniając jego wzrok. - Macie wrogów. I to nie jednego, jak się okazuje. I to takich, których zadziwiająco łatwo znaleźć, szczególnie jak ma się wasze pliki, brudy szanghajskiego księgowego i czas na nawiązanie kontaktu.
Zrobił krok do przodu, ale nie więcej - wystarczająco, żeby przenieść uwagę żołnierzy na siebie.
- A ty dałeś mi trzydzieści sześć godzin.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

14 lut 2020, o 10:59

Blef
A<33<B<66<C
0
Im mniej tym lepiej dla Weksa

Domysły Steigera:
<50%
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

14 lut 2020, o 11:57

Steiger milczał, wpatrując się przeszywającym wzrokiem w stojącego kilka metrów dalej turianina, jakby w oczach umieszczone miał skanery, którymi mógł zajrzeć do jego wnętrza i dowiedzieć się prawdy. Czy Widmo kłamał, mówiąc o wielu wrogach Mathiasa? Czy łączył prawdę z kłamstwem, wplatając jedno w drugie tak, by poszczególnych nitek nie dało się wyciągnąć z całości? Czy decydował się na szczerość, o którą go proszono?
Ostatnie nie wchodziło w grę. W szarych oczach mężczyzny pojawił się dystans, którego wcześniej po sobie nie pokazywał. Próbując przeciągnąć turianina na swoją stronę, wydawał się być tylko kolejną osobą, która, tak jak i Viyo, w pełni wierzyła w swoje przekonania i chciała zrobić wszystko, by jego wizja lepszej przyszłości się spełniła. Dopiero teraz pomiędzy nimi pojawiła się odległość, a złudna tafla lustra, którą usiłował przedstawić ich jak różne odbicia tego samego, powoli się kruszyła. Mężczyzna schowany za nią nie był przyjemnym, starszym ogrodnikiem o miłym głosie. Był kimś znacznie istotniejszym, kto ze swej istotności zdawał sobie sprawę.
- Owszem, wrogów mam wielu. Ale trzydzieści sześć godzin w kosmosie to nie tak wiele, jak może się wydawać - odpowiedział zdawkowo, choć kąciki jego ust uniosły się na chwilę w górę. Przejrzał jego blef, przynajmniej w jakimś stopniu. Dostrzegł jedną nitkę kłamstwa w uplecionym przez niego sznurze, złapał za jej koniec i pociągnął stanowczo. - W końcu ile osób potrafiłbyś przekonać przez telefon, przy twojej ostatniej reputacji? Sprzedać moją lokalizację i liczyć na to, że ktoś się pojawi, w tak krótkim przedziale czasu? Sam nie miałbyś go wystarczająco by polecieć daleko i wrócić do mnie na czas.
Analizował. Zginał i prostował palce gdy to robił, jakby przygotowując się do czegoś, do rozgrywki, która miała miejsce. W jego głosie brzmiała ciekawość, nie złość. Stanowił idealny kontrast dla trzęsącej się w miejscu Volyovej, która w milczeniu wpatrywała się w mężczyznę odpowiedzialnego za tak wiele zła w jej życiu.
- Ile czeka na nas osób na zewnątrz? Cztery? Pięć? Musieliby to być ludzie, którzy cię znają. Którym ufasz. Które przylecą na potencjalną śmierć tylko po to, żeby spróbować mnie zabić. Albo tylko po to, bo ich poprosiłeś. Którym nie musiałbyś tłumaczyć historii od początku, ani przekonywać przez komunikator - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uspokajając dłonie. - Chyba, że wynająłeś najemników. Zakładam, że na zbyt wielu nie będzie cię stać. Do tego są zawodni. Ja dam im więcej.
Wiedział już tyle, ile potrzebował. Być może jego zgadywanie okaże się bolesne, gdyby się pomylił, ale wierzył w swój osąd wystarczająco, by nie wszczynać alarmu. Cztery, pięć osób najwyraźniej w jego oczach nie były zagrożeniem. Jego baza musiała być uzbrojona po zęby, co oznaczało, że Nazir może długo sam nie wytrzymać.
- Twoja rodzina. Volyova - odezwał się po krótszej chwili, wskazując podbródkiem na niebieskowłosą. - Dziwi mnie, jak wiele osób jesteś w stanie poświęcić tylko po to, żeby dopiąć celu.
Komunikator Reeda piknął cicho. Mężczyzna uniósł rękę z omni-kluczem, przeglądając napływające informacje. Po jego twarzy nie widać było, czy okazały się pozytywne, czy negatywne. W tej chwili mogliby nawet złapać Khouriego i zakończyć całą ich akcję w kilka min ut, nie dowiedzieliby się tego z samej mimiki Donovana.
- Maya ma tendencję do wydostawania się z sytuacji bez wyjścia - dodał, świdrując spojrzeniem niebieskowłosą, która skrzywiła się jeszcze mocniej. - Nie zdziwiłbym się, gdyby wydostała się także z tej...
- Nie mów o mnie, jakby mnie tutaj nie było! - warknęła ze złością, a stojący obok niej ochroniarz złapał ją za ramię i szarpnął do tyłu, usiłując wymusić na niej posłuszeństwo. Kobieta stanęła mocniej na nogach, zaciskając schowane za plecami dłonie w pięści.
- Myślisz, że zginiesz chwalebnie w walce? Szybko, bezboleśnie? - przerwał jej ostro, gdy otwierała usta by rzucić w niego obelgą. - Wiem, czego chcesz uniknąć. Widziałem pozostałych. Myślisz, że ciebie to nie czeka? Myślisz, że między rzucaniem się do nierównej walki a połknięciem zbyt wielu pigułek jest jakaś różnica?
- Zamknij się - syknęła, wyrywając się do przodu wystarczająco mocno, by drugi z ochroniarzy złapał za jej ramię. Teraz tylko jeden został bezpośrednio przy Widmie, gdy dwójka trzymała w miejscu niebieskowłosą. - Myślisz, że mnie znasz? Ile żyć zrujnowałeś jak moje? Musimy ci się wszyscy mylić, bo jest nas zbyt wiele - krzyknęła z pogardą, jakby spokój, z jakim obserwował ją Steiger jedynie dolewał oliwy do ognia, wzmacniał gorejące w niej płomienie.
- Jak myślisz, co pierwsze zawiedzie? Twoje nogi? Twój wzrok? Może twój umysł? Ile czasu minie, zanim jedyne, czym będziesz mogła się poruszać, to wózek? Po jakim czasie zawiodą twoje płuca i nerki, zanim wreszcie zawiedzie serce? - westchnął, puszczając dłonie wolno wzdłuż ciała. - Poprosisz Vexariusa o to samo, o co poprosiła cię inna Furia na Ziemi?
Maya umilkła. Nie przestała się trząść, choć jej złość zabarwiła rozpacz. Słowa Steigera były jak noże, zadające jej ciosy jeden za drugim choć stała oddalona od niego o kilka metrów. Ochroniarze trzymali ją w żelaznym uścisku, choć dłonie wciąż ściśnięte miała w pięści, jakby gotowe do ataku.
Zadarł głowę do góry, przenosząc wzrok na Widmo. Jego oczy były zimne. Jedna maska zniknęła, ujawniając drugą i żadne z nich nie wiedziało, która była tą bliższą prawdy.
- Zrobiłam to, o co zostałam poproszona - odpowiedziała twardo, jakby chcąc się usprawiedliwić, choć nikt ją o to nie prosił. - Nikt nie powinien decydować o moim życiu poza mną. Daruj sobie swoje...
- Tę samą osobę, która zgadza się na patrzenie, jak ostatnie dni swojego życia spędzasz podpięta do dziesiątek maszyn? A może tygodnie? Nikt nie umiera tak samo. Może poleżysz w szpitalu tak długo, że zapomnisz o czasie, gdy w nim nie byłaś, czekając aż twoje ciało się wyłączy - dodał głośno, sprawiając, że umilkła. Zacisnęła zęby ze złością, kręcąc głową, wyplątując tym samym kolejne, niebieskie kosmyki z upięcia. - Mógłby uratować cię od tego, czego tak bardzo się boisz, ale tego nie zrobi. Przez co? Poczucie obowiązku? Szkoda, że nie ma go wobec ciebie.
Reed przestał wpatrywać się w omni-klucz. Teraz uważnie obserwował turianina i jego towarzyszkę, może ciekawy ich reakcji, a może przygotowując się na potencjalny atak z ich strony.
- Nie od was zależy moje życie. Tylko ode mnie - odpowiedziała, powtarzając poprzednie słowa. Mówiła ciszej, albo jej głos niknął w kontraście do tego jak grzmiał Mathias.
Steiger uniósł dłoń w górę, palcem wskazującym stukając w swoją skroń.
- Nie ma żadnej kopii zapasowej. Ja stworzyłem tę formułę i tylko ja ją znam. Każda dawka leku tworzona jest pod pacjenta na miejscu. Na co liczysz, Viyo? Że razem ze swoją kampanią wejdziecie do pokoju podpisanego laboratorium i znajdziecie strzykawki z witaminami? - zadrwił, z powrotem splatając ręce na klatce piersiowej. - Czy naprawdę unicestwienie mnie jest dla ciebie ważniejsze niż wszystko inne na tym świecie?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

14 lut 2020, o 21:26

Wyświetl wiadomość pozafabularną Steiger ukrywał swoje prawdziwe ja za maską spokoju, uprzejmości, celu i poczucia ścieżki, ale nawet gdy to odbicie zaczęło zanikać, Vex potrafił dostrzec, że pod pewnymi względami nadal byli do siebie podobni. Obserwował mężczyznę, śledząc jego spojrzenie i dostrzegając jak pojawia się w nim nie tylko dystans, ale i to samo znajome zamyślenie za którym stała prosta logika. Jego mieszanina kłamstwa i prawdy nie trafiła na podatny grunt, zostając złapana w ostrożny uchwyt racjonalizmu i analitycznego podejścia. Nie bez zaskoczenia przyglądał się jak jego sznur opowieści zostaje uważnie obejrzany, a następnie skutecznie rozpracowywany, gdy Steiger zaczął stopniowo rozkładać jego kłamstwo na części, odsuwając emocje i obawy na rzecz zwyczajnych faktów.
Nie mieli co liczyć na wzbudzenie paniki. Nawet założenie "pięciu" atakujących było na tym etapie udanym zasnuciem prawdy, więc nie zamierzał dalej naciskać. Gdy dłonie naukowca zamarły, a on sam skrzyżował ręce na piersi, decydując się na werdykt, Vex przez chwilę milczał, po czym wzruszył nieznacznie ramionami.
- Co poradzę? Jesteś uważnym słuchaczem - odpowiedział otwarcie, krzyżując z nim spojrzenie i w pełni świadomie parafrazując jego wcześniejsze słowa.
Khouri, podobnie jak oni teraz, był zdany na siebie. Poza ścianami gabinetu Steigera panowała cisza i tylko piknięcie komunikatora Reeda przypominało, że gdzieś poza granicą pomieszczenia miała miejsce jeszcze jedna historia. Gdzieś kilkaset metrów dalej eks-żołnierz Przymierza walczył, ukrywał się, uciekał albo umierał, stojąc w obliczu bazy pełnej uzbrojonych żołnierzy lub wysłanego oddziału agentów Castora. Czy wysłanie kolejnych posiłków miało mu w czymkolwiek pomóc, czy tylko by mu zaszkodziło? Czy może nie miało to większego znaczenia? Czymkolwiek był ich skrupulatny plan, rozsypał się na części już jakiś czas temu - coś czego jednak nikt z tu obecnych nie wiedział, co było jedynym powodem dla którego nadal pozostało im dalsze utrzymywanie maski. Pobici, schwytani i praktycznie martwi, stali przed ogromnym potworem z cienia i grozili mu nienaładowanym pistoletem, udając że posiadają w komorze magiczny pocisk zdolny go zabić lub poważnie zranić.
Kiedy Steiger skupił swoją uwagę na Mayi, jego słowa przecięły powietrze niczym noże. Być może to specjalnością Reeda było dostrzegać słabości innych, ale to bronią naukowca były słowa. On sam doświadczył ich nie tak dawno temu, ale tym razem mężczyzna nie próbował ich przekonać, nie próbował kupić ani zwerbować - tym razem po prostu ranił, nawet jeżeli chciał tylko zmiękczyć furię kobiety i pokazać swoją przewagę. Wiedział które guziczki nacisnąć i które struny zagrać, żeby trafić poza lodowe mury biotyczki, tam gdzie bolało. A tym samym trafiał i jego.
Mathias znał historię Mayi, czytał jej akta. Historia Furii nigdy nie pojawiła się między biotyczką, a Widmem, nigdy nie wypłynęła na powierzchnię, ale nie miało to teraz znaczenia. Być może gdyby mieli przed sobą jeszcze jakąś przyszłość, mógłby planować ją o to zapytać. Wspomnieć delikatnie w chwili spokoju i nostalgii, nawiązać do tego podczas odpoczynku w jego kajucie lub przy kubkach kawy w mesie. Cokolwiek kobieta zrobiła, z pewnością było na tyle bolesne, że ukryła to równie głęboko co inne wspomnienia, które musiał z niej ostrożnie wyciągać, chociaż w słowach mężczyzny widać było dość wyraźnie historię, która miała miejsce. Decyzje, które musiała podjąć i myśli, z którymi musiała potem żyć.
Słowa Steigera miały ten sam efekt jakby kazał Reedowi zacząć bić kobietę tu i teraz. Vex poczuł jak lodowata wściekłość ściska jego własne serce, ale tym razem nie potrafiła przejść już w rozpacz i bezradność. Tym razem po prostu przypominała błękitne ogniki, które zapłonęły własnym ogniem w kiedyś słabo tlącym się żarze, podjudzając i tak już obecną tam decyzję, współgrając ze spokojem, który znalazł tam swoje miejsce w skrzydle medycznym.
- Wiesz przez co - odezwał się cicho, przerywając własne milczenie. - Udajesz, że to taki abstrakcyjny koncept, ale tak przecież nie jest. Przecież byłeś w tym samym położeniu.
Steiger bawił się słowami, ale on również potrafił grać w tą grę. Szczególnie teraz, gdy jego umysł nie zasnuwały już narkotyki, ból i wątpliwości, a cel ponownie był jasny.
- Co pomyślałeś, gdy Kevin powiedział ci, że chce odejść? Że przez pracę z tobą staje się kimś, kim nigdy nie chciał się stać? - zapytał niemal miękko, chociaż w jego oczach próżno było szukać cieplejszych emocji. - Przecież wiedziałeś, że pozwalając mu wrócić na Noverię, otwierasz się na atak. Wiedziałeś, że pozwalając mu dalej wieść własne życie i pracować przy swoich projektach, z dala od zabezpieczeń Chasci i twojej ochrony, dobrowolnie tworzysz swój słaby punkt i dobrowolnie akceptujesz niebezpieczeństwo, które temu będzie towarzyszyć. Dla ciebie, dla misji Castora i dla niego. Masz wrogów, a co oni zrobiliby, gdyby dowiedzieli się o jego istnieniu i twojej więzi z nim? Mogłeś zabronić mu odejść. Mogłeś go ochronić przed tym ryzykiem, mogłeś mieć pewność, że nikt go nie skrzywdzi i że nikt nie wykorzysta tej nitki, żeby rozpracować Castora i zniweczyć wasze plany dla których poświęciło się tyle osób, ale tego nie zrobiłeś. Przez co?
Jego wzrok wbijał się w człowieka, ignorując spojrzenie Reeda. Jeżeli łowca spodziewał się ataku od strony Vexa, to nie był to taki, przed którym mógłby Steigera obronić. Turianin również stał w kamiennym bezruchu, nie próbując zmniejszać odległości między biurkiem, a sobą samym, nie szarżując prosto pod kule i ostrza, wiedząc że odległość była zbyt wielka.
- Ty mi powiedz ile ma to wspólnego z poczuciem obowiązku.
Gest naukowca i drwina nie trafiły na podatny grunt. To samo pytanie zadawał sobie kilka minut temu i próba znalezienia na nie odpowiedzi wykręcała mu wtedy żołądek na drugą stronę, ścinając krew w żyłach i rozdrapując rany w sercu. Ale nie tym razem. Świadomość losu Mayi, który rysował przed nimi Steiger, nadal bolała - bardziej niż cokolwiek innego - ale strach i rozterki nie zaćmiewały mu już emocji.
- Nie - odpowiedział łagodnie, pozwalając sobie na cień smutnego uśmiechu. - Ale jest dla Mayi. I to mi wystarczy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

15 lut 2020, o 13:22

Spostrzegawczość, Vex
<30%
0

Spostrzegawczość, ochroniarze
<10%
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

15 lut 2020, o 13:48

Steiger potrafił udawać, ale tylko wtedy, kiedy widział w tym potrzebę. W niektórych kwestiach pozwalał emocjom odbijać się na jego twarzy, jak gdyby uchylał okno, umożliwiając zerknięcie na to, kim był w istocie. Prawdopodobnie osłabiało to jego umiejętności manipulacji - tak żywych uczuć nie próbował fałszować, kiedy mówił o naturze swojej pracy czy temu, co ma na celu. Mógł najwyżej je tłumić, a Viyo nie potrafiłby odróżnić, czy jego obojętność wynika z dystansu i profesjonalizmu, czy dobrze spreparowanego kłamstwa.
Słowa turianina poruszyły pewne struny. W jego oczach zagrzało coś, co mogło być strzępkami dawno pogrzebanego smutku, a z ust wydostało się niemal nostalgiczne westchnienie. Próba wytrącenia z równowagi lub udowodnienia czegoś może i trafiła na podatny grunt, ale po Mathiasie nie było widać zrozumienia ani zgody, choć był osobą, która prawdopodobnie nawet by to przyznała. Docenił go raz, jako gracza w tym, co między nimi się działo, potrafiłby zrobić to po raz drugi, gdyby uważał, że ma rację.
- Wiedziałem, że decyzja Kevina go uszczęśliwi. Że będzie żył gdzie indziej, z dala ode mnie, ale będzie żywy. Zdrowy. Rozwijający się w dziedzinach, które zawsze chciał zgłębić i pracujący nad projektami, które sobie wybierze. Myślisz, że jestem tak samolubny żeby odebrać mu szczęście, tylko dlatego, że będzie luką w mojej obronie? - Pochylił się, opierając ręce o drewniany blat biurka. Nie przerywał kontaktu wzrokowego z Widmem, w przeciwieństwie do Reeda nie spodziewając się możliwego ataku, a może po prostu tego nie pokazując. Może z taką ochroną dookoła siebie przywykł do tego, że jego potencjalna śmierć nie jest jego zmartwieniem, a wszystkich innych. Tą jedną rzeczą nigdy nie musiał się przejmować. - Natomiast gdyby powiedział mi, że chce umrzeć? - przerwał na chwilę, jakby potrzebował chwili namysłu, która szybko upłynęła. - Tak, tu chyba moja samolubność sięga. Powstrzymałbym go siłą, nawet gdyby miał mnie za to nienawidzić. Bo wiedziałbym, że potrzebuje pomocy.
Maya nie odpowiadała. Stała się cicha, skupiona, choć w tej chwili nie miała zbyt wiele do roboty poza czekaniem na werdykt, jaki wyda im Steiger. Czy zginą tutaj, na miejscu? Czy przeniosą Volyovą do laboratorium i pokroją na kawałki, tak jak obawiał się Vex? Czy dostaną kolejną propozycję współpracy? Mina Mathiasa na to nie wskazywała. Gdy urwał temat Kevina, powrócił chłód, który separował go od widoku przyjemnego ogrodnika.
- Cóż, myślałem, że będziesz miała więcej do powiedzenia - skwitował tylko, zerkając na Volyovą. Przygryzła wargę, nie wypowiadając ani słowa w odpowiedzi, co na kilka chwil wprawiło Steigera w zastanowienie, ale niewystarczająco długo by się tym przejął. Wyprostował się, odrywając dłonie od biurka i sięgając po datapad, który wciąż tam leżał. Przełączył kilka ekranów, przeglądając powiadomienia jak gdyby nigdy nic - jakby sprawdzał skrzynkę odbiorczą na chwilę zapominając o wszystkich ludziach, którzy czekali na jakąś reakcję.
- Chętny czy nie, na szczęście tak czy inaczej będzie z ciebie użytek - odpowiedział, ruszając powolnym krokiem wzdłuż biurka. - Naprawdę powinieneś przylecieć innym statkiem, jeśli ci na nim zależało. Od początku był interesujący. Turiańskie Widmo latające ludzką fregatą? Niezbyt wtapiasz się w otoczenie, jeśli to próbowałeś zrobić. - dodał, wskazując na Viyo palcem, jak nauczyciel pouczający ucznia.
Okrążył biurko, stając po jego drugiej stronie. Teraz nie odgradzał go od nich dodatkowo blat. Reed znajdował się tuż obok, na wyciągnięcie ręki i nawet nie drgnął, gdy Steiger oparł się o mebel tyłem, wpatrując się w Widmo z zagadkowym wyrazem twarzy. Datapad wciąż trzymał w jednej dłoni.
- Zastanawiałeś się kiedyś co George zrobił z pieniędzmi, które mu dałeś? - zagadnął swobodnie. Nie musiał zerkać na urządzenie by sprawdzić raporty, brzmiał, jakby był już od dawna dobrze z nimi zaznajomiony. - Przede wszystkim poszedł do swojego ulubionego baru i po czterech piwach zaczął stawiać ludziom kolejkę. Po sześciu zaczął się nad sobą użalać, opowiadając o tym, że powinien nie brać kredytów tylko zachować statek.
Wzruszył lekko ramionami, podsumowując zachowanie pijanego mężczyzny, który w okazjonalnej cenie nabył skradziony statek ExoGeni, a później równie zaakceptował niemałą sumę pieniędzy za to, by o nim na zawsze zapomniał.
- Niełatwo było z niego wyciągnąć cokolwiek o osobie, która mu go sprzedała. Nagranie pomogło. Znalezienie nitki łączącej go z ExoGeni potrwało kilka dni. Z nimi było ciężej. Nieważne ile udziałów mieliśmy w ich firmie, zarzekali się, że taki statek nie istnieje, co jeszcze mocniej mnie zaciekawiło - przyznał, gestykulując wolną ręką. - Dlaczego chcieliby wymazać swoje powiązania z tym statkiem? Musiałby mieć w sobie coś, co nie mogłoby wypłynąć na światło dzienne. Coś nielegalnego. Coś, co gdyby dowiedziałaby się o tym Rada, nałożyłoby na nich sankcje, które mogłyby zrujnować ich firmę.
Uśmiechnął się lekko, tak jak wcześniej. Lubił wykładać swoją kartę na stół. Lubił obserwować, jak turianin na to reaguje, jakie wzbudza to w nim emocje. Jego zachowanie wskazywało, że nie był to jego ostatni as.
- Chciałbym, żeby to moje wybitne umiejętności dedukcji pozwoliły mi zorientować się, że masz na pokładzie sztuczną inteligencję. Ale jeden z naszych agentów prześwietlał twoje poczynania na Klendagonie i gdy miało okazać się, że to martwy koniec, znalazł doktor Te'erię na Cytadeli.
Przysiadł na krawędzi biurka, jakby przymierzał się do dłuższej opowieści, a może po prostu ciągłe stanie go męczyło. Oparł sobie datapad o nogę, na razie nie aktywując go ponownie.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

15 lut 2020, o 22:06

Wyświetl wiadomość pozafabularną Twarz Vexa była nieporuszona. Rozumiał słowa Steigera i w innych okolicznościach pewnie zgodziłby się z nim bez wahania. Jeszcze kilka tygodni temu zapewne postąpiłby tak samo, bo czym innym było uszczęśliwić kogoś i spełnić jego zachcianki, a czym innym pozwolić mu na śmierć z powodu zwykłej dumy, uporu lub mylnego przekonania, że to jedyny koniec jaki go czeka. Kiedy Maya powiedziała mu o swojej przypadłości i wyznała, że jej czas jest policzony, obiecał sobie że bez względu na to co się stanie, będzie próbował ją uratować aż do samego końca. Że będzie walczył o nią, nawet jeżeli miało to oznaczać walkę z nią samą. Te słowa nadal miały swoje miejsce w tyle jego głowy, przypominając o sobie i niejako stojąc ze częścią jego decyzji.
Obrócił twarz w stronę biotyczki, przez chwilę przyglądając się jej w milczeniu. Wypalając sobie jej obraz na powierzchni tęczówek.
Jedyna różnica była teraz taka, że oboje mogli wybrać jaki to koniec będzie.
- Praca dla ciebie i tak byłaby równoważna ze śmiercią. Moją, Mayi. Tych osób, którymi jesteśmy teraz/ Długą, powolną i nieuniknioną - odparł bez nacisku, wracając wzrokiem z powrotem w kierunku mężczyzny i obserwując go jak pochyla się do biurka, opierając o nie dłonie. Nie próbował go przekonać, nie tym razem. Wbrew pozorom nie próbował nawet już przekonać o tym samego siebie. Spędzenie swoich ostatnich dni w szpitalnym łóżku niewiele różniło się od spędzenia ich ze smyczą na szyi, trzymaną przez naukowca i jemu podobnych.
Znajomość Jeffersona i Steigera stanowiła element przeszłości. Chociaż wzmianka o inżynierze wywoływała jakąś reakcję u naukowca, nie było to wystarczające, żeby cokolwiek zmienić. Vex śledził go spojrzeniem, gdy obchodził biurko i słuchał, gdy w końcu ponownie się odezwał. Temat Elpis pojawił się niespodziewanie i wbił rozżarzony element w jego klatkę piersiową, ale tylko na chwilę.
Wykrycie Etsy i świadomość, że Steiger cały czas zdawał sobie sprawę z jej obecności, była po prostu kolejnym z cieni, który dołączył do grona pozostałych. Kolejnym elementem porażki, który jednak nadal nic nie zmieniał. Decydując się na odmowę oferty naukowca, wiedział jak to się skończy. Pancerz Elpis był gruby, zabezpieczenia Etsy wyjątkowe, a zaspawane ramy wejścia do pomieszczenia z jej sercem twarde - ale nie były wieczne. Umierając tutaj wiedział, że prędzej lub później to samo stanie się z SI, nawet Maya go o tym ostrzegła. Za kilka godzin, dni, bez znaczenia.
Krzyżował spojrzenie z Mathiasem, ale nie dał mu satysfakcji zobaczenia zawodu lub bólu. Nie potrafił, nawet gdyby chciał. Przez głowę przemknęły mu myśli, że być może powinien jeszcze coś próbować kłamać, snuć podejrzenia lub podburzać mężczyznę, ale te zostały stłamszone przez najzwyklejsze w świecie zmęczenie. Bo jaki był w tym sens? Steiger wiedział wszystko, widział wszystko i miał wszystko. Zadał im już tyle bolesnych ciosów i udowodnił tyle asów w rękawie, że na tym etapie jego umysł był już tak znieczulony, że nawet to wyznanie nie zrobiło na nim wrażenia. I pewnie nawet by go nie ruszyło, gdyby w następnej kolejności człowiek zaklaskał w ręce i pokazał, że za półkami za jego plecami znajdują się jeszcze jego rodzice i siostra, związani i gotowi na egzekucję. Wraz z Telą Vasir, Radną Irissą, Lindsay Forest i nawet przypadkową funkcjonariuszką asari z Thessi, która wpadła mu w oko, a której nie pamiętał nawet imienia, ale dorzuconą do pełnego kompletu.
Nie odezwał się nawet słowem, po prostu spoglądając na mężczyznę w milczeniu. Dopiero nazwisko doktor Te'erii wywołało w nim cień zaskoczenia, bo nie spodziewał się, że padnie. Kolejny z cieni przeszłości, taki który podejrzewał, że kiedyś wróci, żeby go nawiedzać, ale który jednak wywołał zastrzyk bólu, gdy jednak się pojawił.
- Masz swoich ludzi wszędzie, dostęp do każdych akt i wiedzę o wszystkim co się dzieje - odezwał się w końcu, nie podnosząc jednak głosu. Jego wzrok ponownie świdrował Steigera, próbując zdalnie wypalić mu mózg od środka. - A jednak nadal jesteś ślepy i nieświadomy tego co się dzieje najbliżej ciebie.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

19 lut 2020, o 16:22

Spostrzegawczość, Vex
<30%
0

Spostrzegawczość, ochroniarze
<10%
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

19 lut 2020, o 18:09

Wyświetl wiadomość pozafabularną Słowa Vexa sprawiły, że Steiger uniósł brew. Nie widać było po nim zaskoczenia, prędzej dozę ironii i zadumy. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Dla niego musiały brzmieć jak pogróżki lub przechwałki kogoś, kto wcale nie miał w ręku dobrych kart by się nimi wesprzeć gdy przyjdzie co do czego.
- Rozbaw mnie - poprosił, rozkładając ręce w bezradnym geście, jakby sam poddał się wymyślania sensownej odpowiedzi na tak bezsensowne zdanie. - Co według ciebie przeoczyłem? Co będzie moją zgubą?
Nie wierzył w to, żeby Viyo posiadał w zanadrzu cokolwiek, co mogło by mu pomóc odwrócić ich sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. Widać było po nim pewność siebie. W jego stosunkowo luźnej postawie, w tonie, w jakim z nimi rozmawiał, w odcięciu się od komunikatów i omni-klucza. Pokładał zaufanie swojej ochronie, temu, że Reed, czy ktokolwiek inny nad tym kontroluje. Przeznaczał jednocześnie całą uwagę na rozmowę z Widmem. Poniekąd tym samym wyrażał jakąś formę szacunku względem turianina. Uznawał go za wartego swojego czasu - choć z drugiej strony, czy mężczyzna, który poświęcał ten czas również na doglądanie roślin, miał go tak mało by jego zapasy były na tyle luksusowe?
- Zostawiasz po sobie ślady. Niedokończone sprawy, które okazały się z kolei twoją zgubą. Czy wiesz jak wiele z nich mnie do ciebie doprowadziło? - westchnął, obracając się by odłożyć swój datapad na blat biurka. Jego ręce opadły na uda, gdy z powrotem przeniósł wzrok na stojącego kilka metrów dalej turianina, pozwalając sobie na lekki uśmiech. - Dzięki tobie, pozbędę się własnych.
Wstał, odbijając się od drewnianego mebla. Powoli wrócił na swoje miejsce, na fotel, który był właściwym siedziskiem w tym momencie. Stanął obok niego, kładąc dłoń na szczycie jego oparcia, nie odrywając spojrzenia od Widma.
- Może kilka miesięcy temu nikt nie uwierzyłby w to, jak wiele zła uczyniłeś i uczynisz w ciągu najbliższych kilku dni - odezwał się po krótkiej chwili przerwy. Jego głos brzmiał donośnie w pomieszczeniu, w którym wszyscy pozostali zamarli. Ochroniarze zamrożeni w jednej klatce filmowej oczekiwali na rozkaz. - Na szczęście zrujnowałeś sobie karierę wystarczająco, żeby ułatwić mi zadanie.
Maya stała się częścią tego planu filmowego. Nieruchoma niczym posąg, zamarła lekko pochylona do przodu, z wzrokiem utkwionym gdzieś naprzeciw, w miejscu znacznie odleglejszym niż półki z roślinnością, przed którymi w fotelu zasiadał właśnie Mathias. Dlatego gdy wreszcie drgnęła, po tak długim czasie bezruchu i milczenia, turianin dostrzegł to natychmiast.
Jej mięśnie były spięte, jak gdyby próbowała rozerwać kajdanki siłą. Twarz zastygła w jednym wyrazie, którego wcześniej nigdy u niej nie widział. Żadna rozpacz, żadna wściekłość ani smutek nie tworzyły tak pełnej zaciętości mieszanki uczuć, wylewających się z jej bursztynowych tęczówek i ich pełnego napięcia spojrzenia.
Lecz było coś jeszcze. Coś na tyle niemożliwego, by tego małe prawdopodobieństwo wzmacniało tego dyskrecję. Z jej zaciśniętych w pięści dłoni wydobywały się małe iskierki, tak drobne, że ich niebieski blask niemal natychmiast zmieniał się w czerń. Oplatały omni-kajdanki, tłumiąc ich blask, konsumując milimetr po milimetrze, zachłannie przeżerając się przez uwierający dłonie biotyczki materiał.
Nie tylko turianin to dostrzegł. Stojący przy nim ochroniarz obrócił głowę, gdy wychwycił jedną z iskier kątem oka. Gdy dostrzegł co się dzieje, za głową obróciło się jego ciało, wytrenowane do natychmiastowej reakcji. Dłonie uniosły trzymany karabin, a palec przesunął się na spust, gotowy do strzału.
Ciało Widma wystrzeliło do przodu a twarda, turiańska głowa zderzyła się z ludzką. Nieco niższy ochroniarz zachwiał się, odsuwając o pół kroku i zakręcając się w miejscu pod wpływem uderzenia. Kierowany adrenaliną Viyo na własnym czole poczuł jedynie ciepło.
Kajdanki Volyovej strzeliły głucho, wyzwalając jej ręce z uwięzi. Czas zwolnił, jak gdyby zamrożone klatki filmu bardzo powoli i nieśpiesznie wracały do odtwarzania całości nagrania.
Wyraz twarzy kobiety się nie zmienił. Jej oczy błysnęły błękitem, nim nie zalała ich pustka, pochłaniając wszelkie kolory, przeobrażając jej tęczówki w bezdenne studnie. Zniknęła w trzasku iskier, który nie brzmiał tak, jak powinien. Krzyk ochroniarzy, który rozległ się w tym samym czasie, też nie brzmiał tak, jak Viyo mógłby się tego spodziewać. Jakby od akcji oddzielała go gruba zasłona pozostałości po narkotyku, lub ogłuszenia po poprzednim uderzeniu.
Gdy Volyova zmaterializowała się z powrotem, krzyki, iskry i spięcia w powietrzu zmieniły się w jeden, niespójny wrzask. Buty turianina oderwały się od ziemi, a klatka piersiowa cofnęła pod wpływem uderzenia o sile tak wielkiej, jak celnie trafiona szarża kroganina. Trójka ochroniarzy spadła na ziemię wraz z Widmem, odrzucona potęgą eksplozji, która rozległa się w powietrzu.
Dopiero gdy wzrok przyzwyczaił się do faerii nowych barw, do spalanego, błękitnego płomienia i czarnego dymu w powietrzu, dostrzegł, że Volyova nie była jedyną osobą w powietrzu. Że jej uderzenie zostało przerwane, a osobą, która zderzyła się wraz z nią w powietrzu, był mężczyzna, którego wcześniej przedstawił mu Steiger.
Druga Furia.
Obie postaci zatrzymały się na chwilę w powietrzu, w bańce, w której czas i przestrzeń podlegały różnym interpretacjom. Viyo rozpoznał mniejszą sylwetkę Volyovej i jej długie włosy, ale nie widział jej wyrazu twarzy gdy wściekle obróciła się w powietrzu i odepchnęła butem od klatki piersiowej mężczyzny. Jak dwa, wystrzelone pociski, oboje pomknęli w przeciwnych stronach, plecami zderzając się ze ścianą. Gdy błękitny ogień opadł odrobinę, turianin dostrzegł, jak tynk popękał w miejscu, w którym zderzyła się z nim niebieskowłosa. Nie wyglądała jednak na poszkodowaną. Ułamek sekundy później odbiła się z miejsca i z powrotem pomknęła ku drugiej Furii, we wściekłym błysku błękitu i zapachu ozonu.
Ochroniarze sprawnie zbierali się z ziemi. Dwójka z nich, trzymająca wcześniej Mayę, wciąż trzymała swoje karabiny ale trzeci, którego wcześniej uderzyło Widmo, szukał go na ziemi. Leżał obok, pchnięty w stronę ściany, zarówno metr od Vexariusa jak i od właściciela.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

23 lut 2020, o 13:56

Nie miał na to odpowiedzi i nie próbował jej nawet znaleźć. Prawda była taka, że Steiger odgadł prawie wszystko i widział wszystkie karty poza jedną, a jego wcześniejsze słowa były niczym więcej jak próbą dorzucenia do wątpliwości naukowca - próbą do której nawet za bardzo się nie przykładał, widząc niezachwianą pewność siebie mężczyzny. Ale nawet rzucanie pustych słów na wiatr było lepsze od milczenia i pozwolenia mu wygrać - niechciane myśli potrafiły się rozwijać niczym wirusy, drążyć umysł od środka i pożerać go skrycie aż było za późno, by temu zapobiec. Nawet te najbardziej abstrakcyjne. On sam był tego doskonałym przykładem. Cała ta sytuacja nie miałaby miejsca gdyby po prostu porzucił temat AZ-99, gdyby zrobił to co wszyscy mu kazali zrobić. Z początku nawet i tak było - po bagnistej planecie były inne misje, inne zmartwienia, inne priorytety. Klendagon, Etsy, Illium, batariański piraci... Można byłoby pomyśleć, że zapomniał o klatkach ukrytych w podziemnej piramidzie, o tłumach tratujących ciała na Lyesii.
Ale myśli były niczym wirusy. I ta jedna, ta skaza na kryształowej powierzchni, którą wyniósł w sobie z Karath, w końcu rozrosła się wystarczająco, żeby złamać i skruszyć wszystko to czym był, czemu służył i do czego aspirował.
Dlatego nie milczał. Dlatego rzucał nawet puste groźby w stronę Steigera. Bo wiedział, że istnieje nikła szansa, że nawet one kiedyś sprawią, że człowiek zacznie się zastanawiać, że zacznie myśleć nad tymi słowami, nad tym co rzeczywiście mógł przegapić. Nie teraz, ale może za miesiąc, za rok, za dwa. Na długo po śmierci Vexa i Mayi, na długo po tym jak wspomnie o tym drobnym błędzie z jego strony powinno wyblaknąć, ale jednak gdzieś tam zostało w tyłu głowy.
- Wszyscy je zostawiamy. Ale czy moja zguba ma znaczenie w ogólnym rozrachunku? - odparł po chwili milczenia, odwzajemniając wzrok mężczyzny. Wzruszył nieznacznie ramionami, ignorując ciągnięcie mięśni w kajdankach spinających nadgarstki. - Mój upadek, nawet gdy wyolbrzymisz go przy pomocy dezinformacji i mieszania prawdy z fałszem, i tak będzie niewielki. Ale twój? I Castora? Moja porażka zniszczy tylko moje życie i kilka, kilkanaście osób z nim związanym. Twoja rozejdzie się falą po galaktyce. Ty masz więcej do stracenia - ja i tak już straciłem wszystko albo wkrótce stracę.
I to też była prawda, która dotarła do niego jeszcze w skrzydle szpitalnym. On i Maya byli martwi bez więcej niż jednym znaczeniem tego słowa - ich ciała po prostu nie upadły jeszcze na ziemię. Nawet ta jedna karta, której Steiger nie widział - Khouri - nie mogła niczego zmienić. Była tylko odwróceniem uwagi, słabym fortelem, który dał im dodatkową sekundę lub dwie na dokończenie tego po co tu przyszli.
Sekundę, którą właśnie mieli wykorzystać.
Gdy w końcu dostrzegł nitki energii zżerające kajdanki Mayi, jego organizm zareagował odruchowo. Fala adrenaliny przemknęła przez jego ciało, spinając mięśnie aż do bólu i wypełniając je energią, do której niemal nie były już zdolne. Wszystko to co wydarzyło się w przeciągu następnego uderzenia serca działo się niczym w zwolnionym tempie, jak gdyby sama obecność czarnej materii zaginała czas i wykrzywiała horyzont zdarzeń.
Jego ciało wystrzeliło bez udziału jego myśli, kiedy zauważył, że ochroniarz również dostrzegł ten gest kobiety. Mając związane ręce, mógł zrobić tylko tyle, żeby kupić biotyczce dodatkowe pół sekundy, które w innym wypadku skończyłoby się strzałem w jej plecy. Uderzenie czoła o głowę ochroniarza spowodowało huk w jego własnej głowie, ale jego masa zrobiła swoje, odrzucając człowieka do tyłu.
A potem świat eksplodował, a fizyka na uderzenie serca stanęła na głowie, wyrwana brutalnie ze swojego miejsca przez zniknięcie niebieskowłosej kobiety i falę energii, która temu towarzyszyła.
Kiedy doszedł do siebie po upadku na podłogę, potrząsnął głową. Jedno spojrzenie na starcie na środku pokoju wystarczyło, by zorientował się, że ich karta okazała się być niewystarczająca. Druga Furia zablokowała atak, kupując Mathiasowi te sekundy, których tak potrzebowali, a których nie mieli. Również zaczął się podnosić, ale widział już wszystkie scenariusze, które mogły mieć miejsce w przeciągu najbliższej chwili.
Karabin leżący między nim, a trzecim ochroniarzem, nie miał żadnego znaczenia. Jego ręce i tak były spięte za plecami, więc nie mógłby zrobić z niego żadnego użytku.
Dwójka podnosząca się z ziemi kawałek dalej stanowiła zagrożenie i być może mógłby do nich dopaść zanim staną na nogi, znowu wykorzystując pęd swojego ciała, żeby ich przewrócić, ale nawet gdyby mu się to udało, w pomieszczeniu była jeszcze piątka innych ochroniarzy, który nadal stali na nogach, nadal mieli broń w rękach i prawdopodobnie właśnie ją podnosili. Ta dwójka również nie miała znaczenia.
Jedyna rzecz, która miała znaczenie w tym pomieszczeniu, był Steiger. Dla każdej ze stron. Dla Reeda stojącego na drodze, dla ochroniarzy pod ścianami, dla Furii stojącej na drodze Mayi.
Podjął decyzję niemal podświadomie. Gdy tylko podniósł się na nogi, ignorując karabin i pozostałych ochroniarzy, ruszył szarżą w stronę biurka.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”