-
Może bym posłuchała - jęknęła i krzyknęła z bólu, gdy Hawk zaczęła aplikować medi-żel na jej rany. Być może był to środek między innymi uśmierzający ból, ale zanim zaczął działać, trzeba było nałożyć go na wyrwy w jej ciele. Strzelba z bliskiej odległości faktycznie była śmiercionośna i dziewczyna naprawdę miała spore szczęście, że jeszcze żyła. Prawdopodobnie gdyby przyszli tu pięć minut później, nie byłoby po co zastanawiać się nad sposobami ratunku.
-
Już lecę - rzucił krótko Deuce. Doskonale potrafił rozpoznać, kiedy Hawk miała na myśli dosłowne natychmiast i ani chwili później, dlatego też nawet nie zadawał pytań. -
Będę przed głównym wejściem.
Rozłączył się, pozwalając czerwonowłosej dalej zajmować się ranami Mary. Tymczasem ta nawet nie patrzyła w dół, nie chcąc wiedzieć co dokładnie dzieje się z jej brzuchem i czy faktycznie jest szansa na to, że wątroba wypadnie jej gdzieś po drodze. Była bardzo blada, a kałuża, w której wszyscy teraz klęczeli, stawała się z chwili na chwilę coraz większa.
-
Nic nie zrobiłam - stęknęła. -
Nic... nie zdążę przecież, mój żołądek jest na lewą stronę.
Zaczynała bredzić. Przymknęła oczy, a jej głowa osunęła się nieco. Do tej pory adrenalina trzymała ją we względnej kontroli nad sytuacją, czekała bowiem na Hawk, która obiecała, że zaraz przyjdzie. Teraz czerwonowłosa już tu była, więc Mary mogła przestać się martwić i odpocząć. Najlepiej zasnąć.
Jej krzyk rozdarł powietrze, gdy Vex wziął ją na ręce - nie była twardym żołnierzem, wyszkolonym do tego, by znosić ból. Z tego, co wyczytali w extranecie, zajmowała się czymś kompletnie niezwiązanym z walką, a na żywo widzieli też, że jej umiejętności były co najmniej niewystarczające jak na stację, na której żyła. Owszem, radziła sobie z sierocińcem, może też dobrze kradła, była zwinna i szybka, stworzyła swoją własną przerażającą legendę i przy tym wszystkim nie traciła radości, którą emanowała na co dzień. Ale nie potrafiła walczyć. Jej próby pomocy w barze chociażby, skończyły się stopieniem baru. Cud, że żyła.
Teraz, już w ramionach turianina, straciła przytomność, najwyraźniej mdlejąc z bólu. Może to i lepiej, bo ułatwiło to przeniesienie jej przez klub - w półmroku mogła wyglądać jak jedna z wielu zalanych w trupa, jeśli nie zwróciło się uwagi na wszechobecną krew. Szybko wyszli z loży, mijając się z ochroną, która wpadła do środka, by zutylizować rozbrojony ładunek. Nikt ich nie zatrzymał, ani tu, ani po drodze do głównego wyjścia z klubu. Niektórzy odsuwali się im z drogi, niektórzy zupełnie nie zwracali na nich uwagi. Ominęli ostro kłócącą się parę, nawet nie zauważając, że to ci sami, którzy uciekli z Out Pubu kilka godzin wcześniej.
Deuce w promie czekał tam, gdzie obiecywał, że będzie. Pojazd miał mocno zarysowany przód, czego wcześniej nie było. Hawk mogła zastanawiać się tylko, czy zrobił to teraz pilot, czy Red w czasie swojej ucieczki. Adams otworzył im drzwi i wyrwał się, by pomóc, ale widząc, że jego kapitan nie jest sama, postanowił nie przeszkadzać. Spytał o numer doku i jak tylko go otrzymał, poderwał się do lotu. Z całą pewnością złamał kilka zasad ruchu Omegi, albo kilkanaście, ale rozumiał, że dzieje się coś, co jest za trudne do wyjaśnienia w ciągu tych kilku chwil. A blondynka, którą wnieśli, nie dość że zakrwawiała pół promu, to jeszcze była nieprzytomna.
Elpis czekał na swoim miejscu, tak samo jak umieszczona w środku kapsuła medyczna, w której z pomocą Deuce'a umieścili Mary. Po zamknięciu wszystkie kontrolki zamigały ostrzegawczo, dając do zrozumienia, że doprowadzanie jej do porządku trochę potrwa, o ile w ogóle pomoże. Na wyświetlaczu, po szybkim skanie funkcji życiowych blondynki, pojawiła się informacja: 27% szans na przeżycie. Etsy przezornie milczała.
Wyświetl wiadomość pozafabularną