Trudno było mówić o tym, by Mary faktycznie Vexa
złapała. Po prostu odpowiednio szybko osunęła się w dół i znalazła się na takiej wysokości, by to on mógł się chwycić jej. Nie mogło to być dla niej szczególnie przyjemne, choć robiła co mogła, oplatając turianina w pasie nogami i starając się nie zwracać uwagi na to, że napierśnik, ciągnięty przez Viyo w dół, boleśnie wbijał się jej w ramiona. Stęknęła jeszcze raz, spoglądając na niego w dół i z powrotem w górę, na Hawk.
-
Jak? - trzymała się kurczowo kontenera, tak mocno, że zsiniały jej kostki prawej ręki. Czerwonowłosa może i była silna, Mary zdecydowanie nie była w stanie podciągnąć się razem z Vexem w górę, do kontenera. Jej omni-ostrze przesunęło się nieco, bo choć profilaktycznie wbiła je poziomo, to jednak ich ciężar robił swoje.
Po krzyku turianina i następującym zaraz po nim wrzasku asari, John zaczął mamrotać coś pod nosem i obniżył lot promu, tak, by znaleźć się bezpośrednio pod nimi. Salene wychyliła się z drzwi pojazdu, przyglądając się wiszącej dwójce z miną, która świadczyła o przekonaniu, że lada moment urwą się i polecą w dół. Jeszcze sekunda, jeszcze dwie. Nie było dla nich przecież żadnych szans, i tak cud że jeszcze się trzymali, prawda?
Vex pierwszy poczuł metalowy dach promu pod nogami. Nie było to najbezpieczniejsze z rozwiązań, ale nic z tego, co robili, z bezpieczeństwem nie miało przecież nic wspólnego. Przebijanie się przez dziwne miejsca Omegi na dachu pędzącego promu wciąż jednak było lepsze, niż zwisanie nad przepaścią, w którą upadek miałby tylko jeden, dość oczywisty skutek. Nie mogąc podsadzić ich w ten sposób do samego kontenera, John uniósł się jednak na tyle wysoko, by z pomocą Hawk wszyscy po kolei mogli dostać się do środka. Nagle sunąca na szynie skrzynia zdawała się najbezpieczniejszym miejscem, w jakim dane im było się znaleźć od urodzenia - przynajmniej tak wyglądała Mary, która padła na kolana i przez chwilę tak klęczała, z dłonią opartą na klatce piersiowej, usiłując uspokoić oddech. Ale nie było na to czasu.
-
Nie musiałeś tak bardzo do siebie brać tekstu o lataniu, wiesz? - westchnęła, zerkając na Vexa i przetarła twarz dłonią, po czym powoli wstała.
W kontenerze, poza ich trójką, znajdowały się średniej wielkości skrzynie - na tyle duże, by pomieścić sporo zawartości, na tyle małe, by była w stanie taką unieść jedna osoba. Wyglądało na to, że dostali się do tego, czego chcieli. Mary wydawała się usatysfakcjonowana jednak dopiero wtedy, gdy otworzyła jedną z nich i zajrzała do środka. Uśmiechnęła się szeroko i zamknęła ją z powrotem.
-
John, wracaj tu, nie będziemy już rzucać drzwiami! - krzyknęła, wychylając się na zewnątrz. W samym kontenerze było znacznie ciszej, no i ciemniej. Błękitna głowa Salene zniknęła w promie i chwilę później wejścia zrównały się ze sobą ponownie. Asari stała na środku, trzymając się barierki i patrzyła na nich pytająco, niekoniecznie przyjaźnie. Musiała być fantastycznym towarzystwem na co dzień.
-
Okej, ja wracam tam, będziemy odbierać paczki od was - Mary rozpędziła się na tyle, na ile mogła i zgrabnie przeskoczyła z powrotem do promu, tym razem nie wywołując paniki u pilota. Odwróciła się do nich i skinęła pospieszająco dłonią. Zerknęła jeszcze tylko na omni-klucz, by sprawdzić czas do platformy, która zbliżała się w zastraszającym tempie. -
Dwie i pół minuty, dawajcie, ile zdążymy tyle zabieramy! - stanęła twardo na dwóch nogach i wyciągnęła ręce w ich stronę.