Gdy wyszedł na zewnątrz, Sonya stała na niewielkim tarasie ich domku, oparta o barierkę. Na głowę zarzucony miała szeroki kaptur swojego płaszcza, więc Charles nie mógł zobaczyć jej twarzy. Ale nawet nie drgnęła, kiedy usłyszała otwierające się drzwi, zapatrzona przed siebie na zjawisko, które widziała po raz pierwszy w życiu. Kolory tańczące na nocnym niebie odbijały się na końcówkach jej włosów i prawdopodobnie też w oczach, ale tych nie było widać spod kaptura. Dłonie miała schowane w rękawach, bo na zewnątrz jednak było zimno. Striker tego nie czuł, skoro wyszedł z domku bez butów i kurtki, ale kobieta nawet tego nie zauważyła.
- Czytałam o zorzy - powiedziała, ignorując gotową kolację. Nie wspomniała też, czy czytała właśnie teraz, w extranecie, czy kiedyś, wcześniej. - Norwegowie są nienormalni, kiedyś wierzyli, że to ławice śledzi. Ktoś tam wierzył, że to dusze zmarłych, albo tych co idą, albo tych, co oświetlają drogę idącym, nie pamiętam. Czytałam też, że zorza jest ognistym smokiem, który uwodzi kobiety, których mężów nie ma w domu. Albo że jak kobieta w ciąży zobaczy zorzę, to jej dziecko będzie miało zeza.
Poprawiła się, stając bliżej barierki i przestępując na drugą nogę. Zielone przebłyski nie były może najbardziej intensywne, jakie Charles widział w swoim życiu, ale nadal wyglądały całkiem nieźle. Dla Wade były pasjonujące do tego stopnia, że nie mogła odwrócić wzroku. Nie wyglądała teraz jak wcześniej, ani w chwili wejścia po raz pierwszy do restauracji, ani wtedy gdy rozmawiali z Simardem, ani kiedy opieprzała Strikera w koreańskiej restauracji. Była zupełnie innym człowiekiem. Ale może to była kwestia nocy i miejsca, w jakim się znajdowali. Z domku kilka metrów dalej rozległ się huk i głośne przekleństwo, a potem śmiech. Znajome głosy. Oni bawili się raczej lepiej, niż Charles.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytała Wade, uparcie wpatrując się przed siebie. - Nie chciałam. Kiedy Claude się wścieka...
Nie dokończyła. Musiała obawiać się, że Striker zareaguje tak samo, może też dlatego wyszła, gdy zobaczyła, że jej dotyk wcale nie poprawił stanu mężczyzny. A z tego, co Charles zdążył zauważyć, Claude wściekał się łatwo i efektownie. Nic dziwnego, że Wade nie miała ochoty przeżywać tego też tutaj, tym razem ze strony drugiego. Jej omni-klucz piknął cicho, ale to zignorowała. Za to zerknęła w stronę mężczyzny, dopiero wtedy ściągając kaptur z głowy. Potrząsnęła głową.
- Boże, gdybym wiedziała że wyszedłeś tak, to bym nie pierdoliła od rzeczy o rybach w niebie - wskazała wejście do domku. - Wracaj. Wyjdę sobie później.
Sama weszła do środka, jeśli Striker oponował, bo sama też zmarzła. W końcu trochę czasu mu zajęło doprowadzenie się do porządku, nawet jeśli usiłował zrobić to szybko. Sonya zdjęła z siebie to, co poprzednio i przeszła do kuchni, z zaciekawieniem zaglądając do brytfanki. Cały domek pachniał tym daniem, nic dziwnego, że przyciągnęło ją do kuchni.
- Gdybym zarabiała więcej, zatrudniłabym cię jako prywatnego kucharza, ale pewnie za dużo by mnie to kosztowało - parsknęła śmiechem.