Wyświetl wiadomość pozafabularną
W ciągu tej jednej chwili, w umyśle przepełnionej frustracją, złością, ale też żałosną rezygnacją Ritavuori zapadła cisza. Martwa, zarazem spokojna, jak i poprzedzająca burzę. Pojedyncze błyskawice niebieskich ogników zaiskrzyły pomiędzy jej palcami, wzbudzając drzemiące pod skórą dziewczyny pokłady energii. W nozdrzach pojawił się zapach ozonu, włosy uniosły lekko w podmuchu wiatru, którego nie miało prawa być na Cytadeli. Ściany korytarza zlały się w jedno, uciekły w obie strony przed nadludzko pędzącym wzdłuż nich, biotycznym pociskiem. Crassus był daleko, a zarazem blisko - droga, którą musiał pokonać kosztowała go znacznie więcej energii, czasu i wkładu fizycznego nim ten pozornie niewinny, a jednocześnie naturalny skok, który dla nastolatki wydawał się czymś odruchowym. Wiedziała, że jego konsekwencje poczuje dopiero później, gdy wraz z nadchodzącym zmrokiem, do ciała, któremu pozwoli się odprężyć, wkradnie się zmęczenie.
Czym innym były konsekwencje widoczne
tu i teraz.
Uderzenie przypominało małą eksplozję granatu, którego nie zdążył odrzucić. Wydarł z jego płuc powietrze uderzając prosto w plecy, wystrzelił naprzód jak armata pozbywała się kuli. Ściana klatki schodowej była daleko, a później była blisko - gdy turianin z bliźniaczą prędkością poleciał w przód, przecinając powietrze zbyt szybko, by zdążyć czegokolwiek się chwycić.
Uderzenie było bolesne, bo nie było jedno. Ból w plecach wydawał się nieznośny, niemożliwy do przebicia, nim jego bok nie uderzył o ścianę, a chwilę później - o podłogę, z wolna staczając się po schodach w dół. Przy którymś stopniu, na krótką chwilę, wokół niego nastała ciemność, a jaźń wypełniała jedynie ta szalona, bolesna podróż na poziom niżej, której nie był w stanie zatrzymać. Mógł jedynie zasłaniać twarz, licząc na amortyzację części obrażeń.
-
Wystarczy - daleki głos Towera zagrzmiał za plecami Jaany. Stał w korytarzu, przyglądając się jej gdy stanęła na szczycie schodów, obserwując znikającego za ich zakrętem, w pół przytomnego Crassusa. -
Dość czasu zmarnowaliśmy. Inni dokończą robotę, powinni zaraz tu być.
Sięgnął do omni-klucza, sprawdzając najnowsze powiadomienia. Komunikacja Cerberusa wydawała się działać bez zarzutu. Podchodząc nieco bliżej Ritavuori, wydawał się zainteresowany tym, co działo się w jego omni-kluczu, ale gdy podniósł na nią swój beznamiętny wzrok, widziała, jak jego kącik ust uniosły się lekko w górę w satysfakcji.
Tower nie dbał o to, kim był Crassus. Po jego zaniepokojeniu i szoku mógł wywnioskować, że nawet nie wiedział, kim był on, ani kim tak naprawdę była Jaana. Nie stanowił zagrożenia dla ich operacji, ale dla ludzi pokroju Flyna, pragmatyczny argument nigdy nie był wymogiem.
Dla ludzi jak on chodziło o zwykłą
zasadę. Ukaranie jej za nieposłuszeństwo, którym był zwykły brak reakcji na własne komendy. Coś pozornie niewinnego, za co żaden inny człowiek nie musiałby płacić tak absurdalnej ceny - ale w jego oczach nie była innym człowiekiem, a jedynie psem na posyłki, który zawdzięczał tej organizacji wiele. A w tej chwili, w oczach jego samego, to on tę organizację utożsamiał - nie dlatego, że był jej przełożonym, czy zwyczajnie wyższy stopniem, a dlatego, że nie był
dezerterską, nieposłuszną gówniarą.
-
Oddział infiltracyjny kupił nam sporo czasu kilka pięter nad nami - oznajmił, wyświetlając na swoim omni-kluczu holograficzny obraz leżącej w gruzach radnej ludzkości i chaosu, jaki rozgorzał w szklanym pomieszczeniu pełnym rannych, lub martwych cywili. Na panelu obok, widziała ikonki trzech, aktywnych agentów, atakujących ludzi w środku pod przykryciem technologii. Wśród walczących w obronie Iris, Jaana dostrzegła Milę.
-
Zebraliśmy szczątkowy profil osoby odpowiedzialnej za zamknięcie Cytadeli - dodał, wyłączając chwilowo komunikator. -
To nie nasz - dodał po chwili, marszcząc brwi, na wypadek, gdyby nie była tego pewna. -
Ale naszym zadaniem jest go przechwycić zanim zrobią to Widma, SOC czy sam, pieprzony Mojżesz. Jego wartość jest nieskończona dla Iluzji.
Nie musiał dodawać, że zadaniem Ritavuori jest mu w tym pomóc.
Dwie nastolatki były ulepione z zupełnie innej gliny. Ciało Jaany było zahartowane w boju, potrafiło polegać na biotyce i przeżyć w warunkach, w której dalsza przyszłość wydawała się mglista. Hira jednak była dziewczyną delikatną. Obrażenia, których doznała, powinny dawno temu pozbawić ją przytomności, a jedynie panika, którą dzieliła ze złączoną z nią na zawsze Kirą przed nagłym unicestwieniem utrzymywała wysokie poziomy adrenaliny w jej krwi, umożliwiając działanie. Teraz jednak, gdy limit został wyczerpany, lub może perspektywa bliskiego ratunku pozwoliła jej ciału powoli osunąć się w sen, świat wokół szybko stawał się mglisty.
-
Nie powinnam. Nie powinnyśmy ryzykować... Ale dobrze - głos Kiry był ostatnim, co słyszała w swojej podświadomości, gdy wrzaski cywilnej ludzkości wokół cichły a świat zakrywała kurtyna mroku. -
Gotowe. Zajęłam się tym. Po prostu... śpij.
Z początku, nikt nie dostrzegł różnicy. Ani turianka wynosząca dziewczynę na zewnątrz, ani sama dziewczyna, zgarnięta w objęcia Orfeusza w próbie odzyskania choćby szczątka swoich sił. Z całą pewnością nie dostrzegła tego Mila, chowając swoją strzelbę na plecy i kopniakiem zrzucając lekarkę w bok. Jej ciało nie zostało potraktowane z szacunkiem, ale sytuacja nie pozwalała na tego typu luksusy. Podobnie czuć mogła się Iris - szarpnięcie w górę było ostatnim, co jej zmęczone ciągłym bólem cierpienie było w stanie znieść. Chorwatka poczuła, jak sztywne, wygięte w bólu ciało radnej wiotczeje, trzymane wyłącznie jej ramieniem. Dla napędzanej adrenaliną i instynktem przerwania Mili wydawało się wręcz lekkie, gdy ruszyła biegiem w stronę wyjścia, starając się dogonić znikającą za zakrętem turiankę.
Wtedy, Kira zaatakowała.
Trójka przykrytych technologicznym płaszczem postaci nagle zamigotała, pojawiając się w różnych miejscach sali. W biegu, Racan dostrzegła stojącą najbliżej jej kobietę - szykowała się do ataku, gdy nagłe wyłączenie się jej kamuflażu wybiło ją z rytmu. Zamrugała, zdziwiona, w połowie swojego zamaszystego ruchu. Długie omni-ostrze przecięło powietrze, a Chorwatka poczuła na swoim policzku jego gorąc w trakcie swojego zgrabnego uniku. Odruchowo unosząc własną broń w górę, zbiła długą końcówkę ostrza, która wciąż byłaby w stanie wyrządzić jej niewyobrażalne szkody. Przeciwniczka stała jej na drodze - kobieta zareagowała natychmiast, kontratakując wolną ręką, wymuszając na blondynce odskoczenie do tyłu. Kimkolwiek była, z pewnością nie była cywilem - cofnęła się z powrotem w tłum, krzycząc coś do swojego omni-klucza w panice.
Wypadając na korytarz, Mila nie oglądała się za siebie. Dopiero po chwili we wciąż słyszanych za jej plecami, ale też w tyle jej głowy, wrzaskami rannych cywili usłyszała coś jeszcze - krzyk turiańskiego policjanta, który biegł za nią.
-
Stój, cholera, stój! - krzyczał, dopadając do niej i łapiąc ją za ramię. Odwrócił ją w bok, w stronę jednych drzwi, które, jak się okazało, prowadziły na klatkę schodową. -
Klinika jest kilka pięter niżej. Za mną.
Nikt ich nie gonił - przynajmniej nie mieli sposobu, by to sprawdzić i się upewnić. Gnając przed siebie, wreszcie dotarli na nieznany kobiecie poziom, a z niego - do zamkniętych drzwi kliniki.
-
Otwierać, SOC! - ryknął jej towarzysz, turiańską pięścią waląc w metalowe drzwi, które po chwili rozsunęła lekko absolutnie przerażona asari.
-
Na boginię... - westchnęła, dostrzegając ciało Fel i wskazując Mili od razu wolne łóżko, na którym mogła ją położyć. -
Albo, nie, zaraz... dopiero skończyłam operować! - żachnęła się, machając ręką w kierunku salariańskiego pacjenta, który wciąż spał na stole operacyjnym, jeszcze niewybudzony. Poprowadziła ich dalej, wgłąb pomieszczenia, w którego kącie stała kapsuła medyczna - zautomatyzowana, na wielu statkach kosmicznych służyła za alternatywę do opłacania lekarza na okręcie. Kosztowała wiele milionów kredytów, nic dziwnego, że jedynie kliniki w Prezydium mogły sobie na nią pozwolić. Gdy Chorwatka odkładała ostrożnie ciało radnej do środka, asari od razu aktywowała urządzenie, które po chwili odgrodziło pacjentkę od reszty pomieszczenia, rozpoczynając wstępny, pobieżny skan.
-
Co się... Nie, nie chcę znowu pytać - westchnęła kobieta, obracając się i sięgając do rękawiczek jednorazowych. W połowie drogi do stołu, zatrzymała się nagle i spojrzała na Milę dziwnie. Podeszła nieco bliżej, przyglądając się oznaczeniu na jej piersi, aż wreszcie nagle pojawiło się na jej twarzy zrozumienie, jakby ją olśniło. -
R&C Security Services - powtórzyła, ewidentnie z pamięci, bo stała zbyt daleko by odczytać drobne litery loga z takiej odległości. Przerażona, spojrzała to na Iris, to na salarianina, to z powrotem na Milę. -
Zlikwidowaliście ten kod, prawda? Już jej nie mogą śledzić?
-
Jaki kod? - warknął turiański SOC, podchodząc nieco bliżej, czym wprawił w asari panikę.
-
Ja... ja nie wiem! Ten salarianin... turianin, dziewczyna... Mieli coś zrobić, coś żeby... przecież jak oni znają jej lokację, przyjdą tutaj! - wrzasnęła, rzucając się do drzwi by je zabarykadować - czyn popełniany w panice, który nie miał dać im żadnego bezpieczeństwa. Turianin wiedział to doskonale, dlatego ją zatrzymał.
-
Turianin i dziewczyna, gdzie poszli? - spytał od razu, na co asari wskazała im kierunek. -
Zostanę z radną - poinformował Milę, przeładowując swój karabin. Pusty pochłaniacz ciepła spadł na ziemię chwilę przed tym, gdy Chorwatka wypruła na zewnątrz, wiedząc, że Curio musi być blisko.
Chwila pozbawienia przytomności trwała zaledwie kilka sekund, może ich ułamek. W umyśle turianina jednak, trwała w istocie wieczność. Rozbudzanie nie należało do przyjemnych - pierwszym wrażeniem, jakie do niego powróciło, był potężny ból w barku. Taki, który przywoływał niechciane emocje, którego smak zabarwiony był dalekim wspomnieniem i jego goryczą odniesionej porażki. Suche gardło piekło, gdy myśli szalały, gnając do przodu wiedzione złudnym
deja vu. Koło niego pobrzmiały kroki - lekkie, zwiewne, a zarazem szybkie. Gorący oddech pojawił się przy jego uchu.
-
Zawsze za wolny, Curio - zabrzmiał damski głos, będąc cichym, a zarazem cholernie głośnym.
Zniknął, jak utracone wspomnienie wracające do odpowiedniej szufladki w komodzie. Zastąpiony kolejnymi krokami, również szybkimi, lecz ciężkimi uderzeniami opancerzonego buta. Podnosząc się z wolna do pionu, dostrzegał w końcu korytarza pędzącą ku niemu Račan.
Gdy go dostrzegła, był zupełnie sam. Podnosił się powoli z ziemi. Jeden bok jego ciała był dziwnie luźny, a pancerz na barku pokiereszowany, jak gdyby trafił go pocisk Rzezi, lub inne źródło wielkiej mocy. Z jego skroni sączyła się błękitna krew, zalewając ucho i spływając w dół, po szyi, aż na emblemat R&C Security Services wymalowany na piersi.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline: poniedziałek.
Iris i Hira chwilowy time out w tej kolejce.