- Lepiej, niż się spodziewałam - odpowiedziała na pytanie Isis, uśmiechając się do samej siebie. Nie wiedziała, czy przypadkiem SI jednak nie ma dostępu chociaż do odsłuchu w ich kajutach, ale jakoś nie potrafiła zmusić się do zadania tego pytania. Po sytuacji z zaszyfrowanym folderem Nazira wiedziała już, że gdyby tylko poprosiła sztuczną inteligencję, by dała im tam stuprocentową prywatność, mogłaby być pewna, że tę prywatność otrzymają. Być może jednak Khouri już o to ją poprosił. A może SI w ogóle nie była zainteresowana tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami.
Myśli o klątwie i błogosławieństwie nadal ciążyły rudowłosej gdzieś na dnie umysłu, ale usilnie je od siebie odpychała. Jej plan nie zakładał utraty Nazira. Nie zakładał, że cokolwiek mu się stanie. Jeszcze nie wiedziała, jak zamierza do tego doprowadzić, ale wiedziała, że dopilnuje, by dolecieli w końcu na Aite. By mogli wrócić na Thessię, nieśledzeni przez organy ścigania i łowców głów, łasych na nagrodę. By spotkali się z Shani i zwiedzili pozostałe piętra Enigmy. Może nie była Widmem, ani nie miała kontaktów jakie miało się w Przymierzu, ale Nazir wczoraj kilka razy przekonywał ją, że nie jest bezradna i nieprzydatna. I chyba miał rację. Planowała udowodnić to zarówno sobie, jak i całej reszcie.
Uniosła wzrok na Nazira, a jej usta mimowolnie rozciągnęły się w lekkim uśmiechu na jego widok.
- Statek był strasznie pusty bez ciebie - zauważyła, zanim zdążyła się zreflektować. Po opuszczeniu kajuty wyznania przestały być tak naturalne. Jakby w ramach wytłumaczenia, bliżej nieokreślonym ruchem głowy wskazała otoczenie. - Dużo bardziej mi się podoba to miejsce, kiedy ktoś proponuje mi kawę. Tak, chętnie. Tylko niczego mi już do niej nie dosypuj, poza cukrem.
Zapach świeżej kawy, bez dodatku mleka i dziesięciu witamin był czymś, co znacząco uprzyjemnił jej naprawę pancerza. Nie wspominając o smaku, gdy odłożyła na moment naramiennik i napiła się. Uniosła wzrok na hologram Isis, wciąż nie mogąc przyzwyczaić się do faktu, że jest teraz nie tylko częścią statku, ale również wizualną częścią ich otoczenia. Przypomniało się jej, jak niechętnie na początku odzywała się do Irene. I jak zgrała jej na omni-klucz podręcznik "Budowa statków dla opornych", czy jakoś tak. Francuzka nawet nie zdawała sobie wtedy sprawy, jak złośliwym ta SI była cholerstwem. Teraz chyba jednak nie widziała powodów, by wyciągać te wspomnienia i rozdrapywać niewątpliwie bolesne rany. Ukryła uśmiech za kubkiem z kawą.
- Czyli my idziemy na Elpis? - zmarszczyła lekko brwi chwilę później. - Niech lepiej oni podlecą do nas, przecież i tak raczej nie będziemy znów lądować na Ziemi. Nie chcę wracać na orbitę - Szanghaj nie kojarzył się jej dobrze. Kiedyś mówiła Nazirowi, że jeśli miałaby wrócić na Ziemię, to tylko w miejsce, w którym jeszcze nie była. Chiny dobrze się wpasowywały w jej wytyczne, szkoda że zostawiły kolejne z bolesnych wspomnień i stworzyły nowe blizny na jej psychice. - To znaczy, wolałabym tego nie robić - poprawiła się cicho.
Odstawiła kawę i ponownie chwyciła naprawiany element pancerza. Zostało jej jeszcze pięć, które wymagały doprowadzenia do porządku, a ten i tak był najmniejszy. Nałożyła nową, cienką warstwę omni-żelu i aktywowała omni-klucz, by zabrać się za utwardzanie wiązania. Jego zielony blask odbijał się od czarnej powierzchni, dodatkowo uwypuklając wszystkie zadrapania. A jeszcze niedawno był taki gładki, równo matowy. Westchnęła bezgłośnie.
- Nie możemy im po prostu przekazać, że jesteśmy gotowi i na nich czekamy? - przesunęła wzrokiem po mesie, a kącik jej ust uniósł się w półuśmiechu. - Może Viyo najdą jakieś wyrzuty sumienia, jak zobaczy ile wysiłku musiałam włożyć w naprawienie statku po waszym pierwszym spotkaniu.