Milczała, choć powodów mogła mieć wiele. Może odebrało jej mowę, może przytłoczyła ją ilość informacji, którą wcześniej przed nią ukrywał, a może usiłowała poskładać wszystko do kupy tak, by zrozumieć jego punkt widzenia. Przełamał bariery zimnego profesjonalizmu, przywracając cząstkę Teli, którą poznał wcześniej, ale nie wiedział jak wiele pozostało w niej suchego pragmatyzmu. Nie kiedy również jej kariera wisiała na włosku, nie kiedy działał przeciwko Radzie wymawiając się większym dobrem, a nie tak jak wcześniej, gdy działali z polecenia Irissy. Wiele rzeczy pozostało takich samych, ale wiele rzeczy zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Zaufanie słowom Viyo niosło ze sobą teraz znacznie większe ryzyko. Mógł mówić prawdę, mógł kłamać. Mógł wierzyć w kłamstwa do tego stopnia by stały się jego prawdą. Chęć oczyszczenia galaktyki z ropnia, którym był Castor, mogła być tylko przykrywką dla rodzącej się w jego umyśle obsesji, zrodzonej przez umysł niebędący w stanie pogodzić się z przegraną. Z utratą świadków, z przykrycia pogrzebanych pobratymców grubą kotarą, odmawiającą im sprawiedliwości, a ich rodzinom prawdy.
Znów sięgnęła do omni-klucza gdy usłyszała polecenie skierowane do sztucznej inteligencji. Jej zmarszczone brwi nawet nie drgnęły, choć wzrok pociemniał nieco - a może to tylko wyobraźnia turianina, który nie widział twarzy asari tak dokładnie jakby chciał. Komunikator miał swoje wady, nawet jeśli odwzorowywał jej popiersie z zadziwiającą precyzją, nie był w stanie zastąpić prawdziwej rozmowy, twarzą w twarz, z fizyczną osobą, a nie jej holograficznym obrazem.
- Vex - zaczęła, dość twardo, choć w jej głosie nie było chłodu i dystansu, z którym przywitała go przed kilkunastoma minutami. - Posłuchaj sam siebie.
Westchnęła, zamykając urządzenie. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, odwracając wzrok i znów milknąc na kilka sekund, zbierając myśli. Gdy jej spojrzenie znów spoczęło na turianinie, było ciemne jak niebo pozbawione gwiazd.
- Oczekujesz, że zignoruję rozkazy. Polecę na Palaven, spróbować ratować twoją rodzinę przed jakąś cholerną mafią. Zignoruję to, że lecisz w cholerę na samobójczą misję - odezwała się wreszcie, po każdym zdaniu robiąc krótką przerwę, jakby podkreślając wagę, jaką niosły za sobą jej słowa. - Wszystko przez co? Przez zeznania żołnierza, wyciągnięte pod przymusem przez psychopatę? Przez kolejną, skurwiale cienką nitkę, szansę na to, że uda ci się to rozwiązać? To... - znów włączyła omni-klucz, wyciągając rękę w stronę komunikatora. Zawieszony nad jej nadgarstkiem obraz był mu znany - pokazywał jego siostrę, siedzącą przy stoliku i popijającą jakiś napój. - To jest powód, dla którego nie powinieneś był się sam za to zabierać. Nie w tajemnicy przed Radą. Nie w tajemnicy przede mną.
W jej głosie pobrzmiewała złość, co do której mogła czuć się usprawiedliwiona. Nie mieli wiele czasu, a w ciągu dziesięciu minut musiała przyswoić ogromną ilość informacji. Mieszanka emocji odbijająca się w jej spojrzeniu była w głównej mierze negatywna, ale może współczucie, zrozumienie i troska filtrował komunikator, skrzętnie zostawiając wszystko inne.
- Nie możesz tego zrobić. Polecę na Palaven, jeśli tam mnie spotkasz - odpowiedziała twardo, dezaktywując swój omni-klucz. - 0A później polecimy na Cytadelę, razem z twoją rodziną. Są miejsca, w których będzie bezpieczna. Przedstawisz wszystkie te dowody radzie i podejmiemy decyzję co dalej.