- Nic lepszego nie zdołałem kupić przed przylotem tutaj. – Wypuścił kolejną stróżkę dymu. – Może nie są najlepszy ale jeden taki wystarcza na długo.
Tak sobie wmawiał zawsze wmawiał. Po prostu nie chciał palić akurat tych papierosów zbyt dużo. Pewnie z każdym zaciągnięciem rozwijał w swoim organizmie dwa raki na raz. W tym świństwie było tyle chemii, że pewnie nigdzie na terenie rady nie byłoby opcji by takie kupić. Pewnie na czarnym rynku tak ale kto chciałby wydawać na coś takiego kredyty? Wolał nie wiedzieć.
- Chciałbym mieć taką nadzieję. – Westchnął. – Jeśli dowództwo powie, że mamy ich zostawić to jak najbardziej mi to pasuje. –Pokręcił głową, a dłoń z papierosem powędrowała w stronę włosów ściętych na te kilka milimetrów typowej dla trepa fryzury. Podrapał się krótko. – Niestety nie ma opcji żebyśmy ich zostawili. Góra nie pozwoli nam od tak po prostu ich olać i zostawić samych sobie.
Wiedział już dobrze, że nie unikną spotkania z drugą grupą. Nawet jeśli teraz ich nie zaatakują i unikną zasadzi to prędzej czy później ich drogi się przetną. Do tego w myślach wciąż widział obrazki jak z koszmaru. Nie chciał wchodzić na statek rozbitków i patrzeć na to co się tam wydarzyło. Będą jednak musieli tam wejść. Wciąż przecież mogli wyciągnąć stamtąd informację przydatne dla Przymierza.
- To prawda. – W końcu wyprostował się i przeciągnął. Czekała ich jeszcze akcja której wolał uniknąć. – Chyba, że przygotujemy się wcześniej. Możemy wysłać sondy aby badały okolicę. Jeśli się zbliżą to zaatakujemy ich pierwsi.
Zgasił papierosa pod swoim butem. Musieli niedługo ruszać zająć się ewakuacją. Nie wiedział na ile lokalni cywile potrafili się zająć sobą ale pewnie na myśl o powrocie do cywilizacji większość z nich wolała zarezerwować sobie najlepsze miejsca na statkach, które ich stąd wywiozą.
- Chyba, że przyjdą z mgła. Wtedy jesteśmy w dupie.