- Co? - Wade uniosła brwi, odsuwając się od Charlesa lekko i opierając dłonie o jego klatkę piersiową. - Daj spokój, Charlie, dostałam już od ciebie prezent. Poza tym to nie licytacja. A to było jedyne, co przychodziło mi do głowy.
Wydawało się, że jej stres zmalał o jakąś połowę. Pewnie to też było przyczyną jej milczenia przez ostatnie dni, nie tylko problem związany z Abramem i tym, czego od niej chciał jeszcze w szpitalu. Z jakiegoś powodu organizowała to z pomocą Emily, nie sama. Może potrzebowała opinii. Tak czy inaczej to częściowo wyjaśniało, dlaczego zachowywała się dziwnie i rozmawiała przez terminal tylko wtedy, gdy mężczyzny nie było w pokoju.
- Możesz zrobić z tym miejscem co chcesz - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Nie musisz brać mnie pod uwagę. Jest twoje. Chcesz zobaczyć zdjęcia?
Uniosła lewą rękę, a potem jednak prawą. Odkąd na lewym przedramieniu miała swoją szynę, omni-klucz nosiła na drugim. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić. Obróciła się w miejscu, tak, by Striker nad jej ramieniem widział wyświetlacz urządzenia, ale nie odsunęła się, wciąż pozostając w jego objęciach. Tylko teraz jego dłonie nie opierały się o plecy kobiety, a o jej brzuch.
Omni-klucz nie był najlepszym urządzeniem do wyświetlania zdjęć, ale wystarczał. Znacznie lepiej i dokładniej wszystko prezentowałoby się na ekranie komputera, albo czegokolwiek innego. Sonya jednak nie chciała czekać. Wyświetliła coś, co było tylko pustym pomieszczeniem sporej wielkości, o dużych, kwadratowych oknach i z wydzielonym barem. Wszystko było zakurzone i wymagające remontu, ale stanowiło jakieś pięćdziesiąt metrów kwadratowych lokalu. Potem okazało się, że przejście prowadzi do sporej kuchni, magazynku i pomieszczenia biurowego, w którym stał tylko jakiś opustoszały, zniszczony regał. Może Striker spodziewał się czegoś gotowego, w co będzie mógł wejść i po prostu zacząć, a w to trzeba było włożyć jeszcze dużo pracy. Ale dzięki temu dawało też dużo możliwości.
Wade uniosła głowę, uśmiechając się do Charlesa.
- Ja też nie wiem - odparła, odwracając się by pocałować go ponownie. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu i wysunęła się z jego objęć, bo dotarły do nich kroki Emily. Na szczęście nie chodziła tak cicho, jak Sonya. Gdy znalazła się z powrotem w kuchni, ciemnowłosa kobieta stała już bezpieczny metr od Strikera. Tak na wszelki wypadek, mimo, że przecież niczego nie musieli już ukrywać. - Wyślę ci te zdjęcia. Lokal jest na jednej z bocznych uliczek w centrum. Pójdziemy tam, jak wrócimy do Montrealu.
Przez długą chwilę nie umiała oderwać wzroku od mężczyzny, może przez to, że się uśmiechał, a to nie był taki częsty widok. Była szczęśliwa, zwyczajnie szczęśliwa, że to ona wywołała tę reakcję swoim udanym prezentem, przez który tak się stresowała.
- Jeśli chcecie, to zaraz się zaczyna Blasto, pewnie będziemy z Tadem oglądać - zaproponowała Emily. - Ta część o świętach, jak co roku.
Sonya uniosła pytające spojrzenie na Charlesa, wzruszając lekko ramionami.
- Nie oglądałam tego nigdy.
- Nie oglądałaś? Jakim cudem? Przecież to leci w każde święta, od kilku lat. Spróbuj rozbudzić TO! - zacytowała, unosząc w stronę Wade dwa wyprostowane palce i udając, że w nią strzela. Nie była to najlepsza reprezentacja hanara, jaką prawdopodobnie dało się zrobić, ale Emily miała zbyt dobry humor, by poświęcać temu cały zestaw swoich umiejętności aktorskich. - To chodźcie tam, Sonya, możesz wziąć swoje jedzenie, jak już jest gotowe i przecież musicie to zobaczyć. Potem się możemy zająć nakrywaniem do stołu, będziemy mieć spokojnie ze dwie godziny na to, przebierzecie się też spokojnie i wszystko.