Wpadnięcie do sali operacyjnej spotkało się z niemałym popłochem, jak z satysfakcją zauważyła najemniczka. Całkiem spore zgromadzenie wyglądało na co najmniej zaskoczonych, ale nie to było w jej głowie, gdy wydzierała się i celowała bronią w to jedną, to drugą osobę. Fulvinia za wiele nie robiła z tyłu, pozostawiając jej pole do popisu. To zaś powstało, gdy jeden z lekarzy stwierdził, że strzelba wycelowana prosto w jego twarz jest doskonałą okazją do wykłócania się z nią.
— Chuja możecie teraz, zrozumiano? — rzuciła, dla podkreślenia własnych słów trącając mężczyznę mocniej lufą, zmuszając do odsunięcia się od stolika. Ku jej uldze, jedna z lekarek pomimo protestów reszty zgodziła się na pójście z nimi. Pozostała dwójka natomiast jak stała, tak stała, irytując ją odrobinę. Fajnie, że mieli własny spieprzony kompas moralny, ale to ułatwiało jednocześnie zadanie. Mniej wyrzutów sumienia.
— Leć z nią, przypilnuję pozostałych — rzuciła do turianki, obchodząc stół tak, by stanąć u głowy pacjenta. Uśmiechając się perfidnie przez hełm, poczekała, aż Fulvinia i kooperująca lekarka wyjdą, a potem spojrzała się po obu chirurgach, celując w jednego z nich w niższe partie ciała. Oparła też stopę o stół operacyjny, pchając go do przodu tak, by przejechał im kawałek poza zasięg. Być może w międzyczasie, gdy nachylała się z bronią, prześcieradło mogło zaczepić się o jej pas, odsłaniając twarz pacjentki. Najważniejsze, by jednak kawałek ten cholerny stół odjechał.
— Słuchać uważnie, cerberowskie psy, bo nie będę się trzeci raz powtarzać. Wasze nożyki lecą na bok, a wy z rękoma na karku idziecie pod ścianę do koleżanki. Jeśli tak wam zależy na wierności względem cokolwiek pojebanego tutaj robicie, to zaraz się przekonamy, czy flaki na wierzchu jednego z was — wskazała na tego, na którego aktualnie celowała. — Będą miały dobroczynny wpływ na zdrowie tej tam.
— Liczę więc do trzech, a jeśli oboje nie będziecie współpracować, to strzelę, a to, gdzie trafi śrut, zostawię losowi. Czy zabije na miejscu, sparaliżuje, powoli was wykrwawi? — Mila mrugnęła i na krótką chwilę przed jej oczami pojawiła się przerażona twarz jakiegoś przypadkowego chłopaka, którego kawałki wylądowały na jej hełmie. Mrugnęła drugi raz, usuwając ten obraz z głowy i tłumacząc sobie, że tutaj nikt nie jest niewinny i sami zrzucili na siebie ten los, zaczęła odliczać: — Jeden... Dwa... Trzy. — Jeśli nikt się nie ruszył z miejsca, lufa jej strzelby poruszyła się nagle w stronę stóp jej celu, po czym wystrzeliła. Wystarczająco, by nie zabić, tak przynajmniej sądziła. Jeśli choć jeden z nich się jej posłuchał, drugiego po prostu chwyci pod ramię i dociskając strzelbę do żeber, przerzuci go pod ścianę do reszty. A potem... przesłuchanie.