Ostre słowa, które wyrwały się z ust kobiety, sprawiły, że oczy kapitana Anathemy zmrużyły się lekko - nie w wyrazie złości, a nagłej myśli lub obserwacji, którą dostrzegł w jej wypowiedzi, reakcji albo w niej samej. Nie odpowiedział od razu, ale zamiast tego odchylił się lekko do tyłu i oparł dłonie przed sobą, łącząc je na blacie.
- To prawda. I żadne z nas nie ma co do tego złudzeń - odpowiedział z ociąganiem, ni stąd, ni zowąd przyznając jej rację. Przyglądał się jej twarzy w milczeniu, słuchając tego co mówiła - czy raczej wyrzucała z siebie lodowatym tonem, pod którym buzowały ognie wściekłości.
Zaświaty tętniły życiem. Nawet wydzielone miejsca parkietowe niższego poziomu lokalu były pełne tańczących oraz ludzi podrygujących do szybkiej muzyki, co sugerowało jak wiele klientów wybrało sobie ten wieczór na to, żeby zajść do tego miejsca oraz jak bardzo wyższy poziom musiał być wypchany po brzegi. Być może trafili na taki dzień, a być może pojawienie się na horyzoncie nowego gracza pod postacią Sojuszu sprawiło, że mieszkańcy stacji zaczęli bardziej niż zwykle lgnąć do tłumów, alkoholu i szaleńczej zabawy, która pozwoliłaby im zapomnieć o tym co się dzieje na zewnątrz asteroidy lub też podtrzymywać w sobie iskierkę świętowania, zapoczątkowaną tygodnie temu. Wzrok Hawk prześlizgiwał się przez morze sylwetek, nie mogąc dostrzec tego czego szukała. Fioletowe tatuaże Telvos mignęły jej gdzieś na parkiecie, ale mogło to być złudzenie; wydawało jej się przez chwilę, że nawet dostrzega Deuce'a, który dosiadł się do grupki inżynierów, których obserwowała wcześniej, ale mogło to być mirażem wywołanym nadzieją lub igraniem światła na zadymionej przestrzeni.
- Tak, przyszliśmy specjalnie do ciebie. I tak, siedzę tutaj, próbując cię przekonać, żebyś z nami współpracowała. A wiesz dlaczego? - Twarz mężczyzny to znikała, to pojawiała się w cieniu rzucanym przez laserowe wiązki, które któryś z pracowników Zaświatów włączył, gdy muzyka zmieniła się na szybsze, agresywne tempo, ale nawet pomimo tego kobieta mogła dostrzec, że zacisnął mocniej szczękę. Mówił spokojnie, ale gdzieś w jego głosie zaczęło pobrzmiewać napięcie i tłumiona wściekłość, nie tak odległa od tej, która trawiła serce piratki. - Kestrel wierzy, że jest w stanie cię przekonać. Wierzy, że będzie mogła ci zaufać. Nie wiem czy próbuje tym odpokutować to co zrobiła ci w Cerberusie, czy faktycznie dostrzega potencjał w twoim okręcie i twojej załodze, czy zwyczajnie jest zbyt naiwna, żeby zaakceptować niektóre fakty oraz zasady Terminusa, ale wiem, że nie wyjdzie jej to na dobre. Bo tak, znam ludzi twojego pokroju.
Kelnerka, która zbliżała się do ich stolika, zatrzymała się w połowie drogi, gdy dostrzegła jak mężczyzna podnosi się na nogi. Rhys wstał powoli, spoglądając na czerwonowłosą z góry. Cień tej chłodnej wściekłości, która przebiła się przez jego głos, ponownie zniknęła, gdy nieprzenikniona maska zajęła jej miejsce.
- W ostatnich latach współpracowałem z wieloma piratami, Hawkins. Wielu z nich uważam za swoich przyjaciół. Większość małej floty Kestrel składa się z takich jednostek, które latają po Terminusie i które zajmują się tym samym co ty, ale poza tym dzieli was przepaść - rzucił zdawkowo, błądząc wzrokiem po twarzy kobiety. - W Terminusie niełatwo jest znaleźć honorowych ludzi lub takich, którzy wiedzą co to uczciwość czy lojalność, a nawet gdy już się ich odnajdzie, to często te cechy nie wyglądają tak samo jak w innych częściach świata. Ale zdecydowanej większości mieszkańców tej części galaktyki zależy tylko na sobie, a ich jedyne ideały to własne przetrwanie, chciwość lub potrzeba siły. Ci bez wahania wbiją nóż w plecy każdemu, kto straci dla nich swoją użyteczność lub gdy pojawi się ktoś, kto zapłaci im więcej, bo ich lojalność nie sięga dalej niż poza czubek ich własnego nosa i nic tego nie zmieni. Kestrel tego nie rozumie i musi sparzyć się, żeby się tego nauczyć. Zawsze taka była.
Sięgnął po chip, ale zatrzymał rękę, gdy kobieta szybko go chwyciła. Nie wyglądał jakby go to zaskoczyło, ale po chwili cofnął dłoń i wsunął ją do kieszeni, prostując się.
- Masz rację, nie potrzebuję twojego okrętu. Anathema poleciała po drugi moduł - powiedział cicho, ledwo podnosząc głos ponad basowe uderzenia muzyki, mierząc piratkę wzrokiem. - Z pewnością twoi ludzie są bardzo uzdolnieni, ale moi również i wierzę, że poradzą sobie bez waszego wsparcia czy mojej obecności. Tak jak wierzę, że ty jesteś tym błędem, Hawkins - tym który w końcu nauczy moją siostrę, że nie wszyscy zasługują na zaufanie. Wierzę, że nawet jeżeli zgodzisz się z nią pracować, to prędzej czy później to spierdolisz i sprawisz, że pożałuje swojego wyboru.
Przyglądał się jej jeszcze przez chwile, po czym odwrócił wzrok i ruszył do wyjścia.
- Moja oferta dalej jest aktualna. Jeżeli zgodzisz się na dalszą współpracę i kontynuowanie zlecenia, stawię się na twoim okręcie i odblokuję dla ciebie chip - rzucił zdawkowo przez ramię. Obrócił się bokiem, gdy w przejściu w tej samej chwili pojawiła się kelnerka, obdarzając oboje swoim czarującym uśmiechem - żyjąc w błogiej nieświadomości napiętej atmosfery, która wypełniała lożę.
- Chyba się spóźniłam! - zaszczebiotała głośno, przekrzykując muzykę. - Czy może mogę jeszcze coś wam podać?