Nadal nie była przekonana, stwierdzenie "powiem ci, ale nie tutaj", kojarzyło się z "chodź ze mną do tego promu, tam ci dam cukierka". Mimo że przedstawiciele Przymierza z reguły byli tymi porządnymi typami, Lex jednak nie odczuwała do nich sympatii. Nie teraz, kiedy naprawdę chciała spędzić ten wieczór inaczej, niż najpierw być straszoną przez turianina z SOC, a potem zabieraną stąd przez pułkownika Jakieś-Tam-Nazwisko. Uniosła wzrok na Matta, kiedy ten się odezwał, licząc na to że znów sypnie jakąś gadką, która przynajmniej na moment żołnierzy rozproszy. Na tę jedną, krótką chwilę, zanim Crimson wymyśli jak się z tego wykręcić.
Następne słowa jednak sprawiły, że wokół niej zapadła cisza.
Muzyka gdzieś zniknęła, zastąpiona przez głuche dudnienie jej serca, które nagle zwolniło chyba do dwudziestu uderzeń na minutę. Ludzie plączący się wokół przestali istnieć, stając się kukłami bez znaczenia. Słowa, które uderzyły w nią jak piorun, poskutkowały nagłym powrotem bólu, którego nie miała jak się spodziewać. Skąd miała przypuszczać, że to akurat dzisiaj zaatakuje ją przeszłość? Tutaj, teraz, jak nawet nie będzie do końca trzeźwa?
Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie zauważyła nawet, jak Tarczansky się z nią pożegnał, nie wiedząc kiedy nagle została sama wśród tłumu. Trzymano się od niej z daleka, bo w końcu nikt nie chciał zadzierać bez powodu z Przymierzem w ten przyjemny wieczór, więc wokół nich utworzył się pusty krąg, około czterech metrów średnicy. Wszyscy tańczący jakoś tak wylądowali po drugiej stronie parkietu, zostawiając ją samą w rozpadającym się jej na powrót świecie.
Wszystko wróciło, ból, bezradność, panika i wściekłość zaatakowały w jednym momencie. Lex długo uczyła się radzić sobie z każdą z tych emocji, ale nie ze wszystkimi jednocześnie. Zorientowała się, że z rozchylonymi ustami wpatruje się bezmyślnie w Hogartha, zastygnięta w pół ruchu. Wszystko odbierała z opóźnieniem, przez barierę dźwięku, jakby tuż obok niej wybuchł granat i ogłuszył ją na moment.
- Roy? - wykrztusiła, bo to było pierwsze, co przyszło jej do głowy, gdy z powrotem zaczęła kontaktować. - Roy też?
Zorientowała się, że musiała jeszcze zabrać kurtkę, bo zostawiła ją na krześle przy stole z radną i całą resztą. I ta kurtka w tej chwili stała się centrum jej wszechświata, bo tylko o tym potrafiła myśleć tak, żeby nie oszaleć. Zawiesiła ją na oparciu krzesła. Dlaczego musiała o tym rozmawiać, znów? Nie przesłuchali jej już wystarczająco dokładnie? Będzie musiała wrócić do stolika i zrobić z siebie debila, spróbować bez załamania się wytłumaczyć dlaczego wychodzi i zabrać swoje okrycie wierzchnie. Nie mogła przecież zniknąć bez słowa.
- Chcę stąd wyjść - powiedziała, zapominając o fakcie, że przecież właśnie tego od niej chcieli. Ale trudno było wymagać od niej czegokolwiek, skoro ledwie pamiętała, żeby oddychać.