[h4]akt ii[/h4]
[h3]TORI, VEX, CARLOS[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Im bliżej podchodzili, tym bardziej gruzowisko wydawało się znajdować nie na swoim miejscu. Ściana za nim była nietknięta. Być może przykrywało dziurę, która znajdowała się gdzieś w niej blisko ziemi, ale stojąc obok nie dostrzegali niczego, co mogłoby udowadniać tę teorię.
Wystające spod sterty metalu zwłoki należały do cywila. Viyo zdołał połączyć się z dostępnym obok omni-kluczem, niemniej dokładny skan medyczny nie był możliwy bez wydobycia ciała na zewnątrz. Urządzenie było w dużej mierze usmażone. Cokolwiek zniszczyło konstrukcję, która teraz przykrywała ludzkiego mężczyznę, uszkodziło również jego sprzęt. Odzyskiwanie danych dało bardzo skromne efekty, pomimo umiejętności turianina. Z nielicznych fragmentów udało mu się poskładać w całość podstawowe dane potrzebne do identyfikacji zwłok. Pod gruzami utknął Philip Lance, który był pracownikiem fabryki niskiego szczebla.
Papieros odnaleziony przez Browna był mu znany - a raczej jego marka. On sam preferował inne, ale
Trios były dość popularne wśród Ziemskiego tytoniu. To, co przykuło jego uwagę, to stan niedopałka - wydawał się względnie świeży. Choć popiół na jego końcu był zimny, papierosy niszczały łatwo rzucone na ziemię, nasiąkając wodą lub gniotąc się pod podeszwą przypadkowego buta. Ten wyglądał względnie nienaruszenie, nietknięty przez ludzką ingerencję ani czynniki atmosferyczne. Zupełnie tak, jakby ktoś wypalił go przed chwilą i ruszył dalej, co, w przypadku miejsca jego znalezienia, wskazywałoby na fabrykę.
By dokładnie zbadać przyczynę jego śmierci, musieli pozbyć się przykrywającej go, poszatkowanej konstrukcji, która przyszpilała ciało do ziemi. Kawałki metalu, choć ciężkie, nie były wielkie. Prawdopodobnie gdyby każdy z nich zabrał się za odgarnianie ich na bok, wspólnymi siłami udałoby im się go wyciągnąć w upływie kilku minut. Umiejętności Tori pozwalały jej skrócić ten czas do kilku sekund. Gdy skupiła się na podjętym przez siebie zadaniu, jej ciało spowiła połyskująca, błękitna otoczka, pod której wpływem metalowa blacha drgnęła. Z początku nieśmiało, niemal niezauważalnie, elementy gruzowiska odrywały się od siebie nawzajem, unosząc w górę.
Popis biotycznych umiejętności Tori wyglądał na niewymagający wysiłku. Asari poruszała się z wdziękiem, a wraz z jej ruchem, poszczególne elementy konstrukcji unosiły się jeszcze wyżej, wypuszczając ciało denata, które swobodnie opadło na ziemię. Wbrew temu, jak łatwy zdawał się ten ruch, każdy centymetr, o jaki unosiły się kawałki blachy, kosztował ją sporo wysiłku. Gruzowisko było wielkie, wyglądało na duży kawałek całej ściany, oderwany od reszty budynku w trakcie nieznanej im eksplozji. Dostrzegając Lance'a na ziemi, doktor skierowała odłamki w bezpiecznej odległości w bok, przerzucając je metr dalej, tam, gdzie nie miały szansy dosięgnąć już ciała.
Zwłoki wydawały się jeszcze świeższe niż ciało domniemanej Evelyn, które znaleźli wcześniej. Z daleka wyglądało na to, że mężczyznę zabiła eksplozja. Zainteresowani, w trójkę podeszli bliżej, gdy Tori przysunęła się do mężczyzny wyjmując swój omni-klucz.
W chwili, w której jej dłoń wykonująca skan znalazła się ponad jego ciałem, powietrze wokół się zmieniło. Asari mrugnęła kilka razy, początkowo biorąc to, co miała przed oczami, za zwykłe omamy. Cienie budynku padały w innym kierunku niż wcześniej, a dookoła unosił się zapach ozonu. Choć pozostali wciąż stali tuż za nią, gdy poderwała głowę w górę, dostrzegła, że zamiast chylić sie ku zachodowi, słońce wysuwało się teraz z horyzontu na wschodzie.
Omam znikał, gdy tylko cofała rękę, odsuwając się od denata. Każdy z nich mógł go doświadczyć, zbliżając się do ciała Philipa Lance'a tak blisko, jak zrobiła to doktor Te'eria. Przy drugim spojrzeniu, dostrzegli, że poza pozycją słońca i w inny sposób pachnącym powietrzem, ogon komety zajmował inną pozycję na nieboskłonie.
[h3]WAYRA, MARSHALL, ZED, EVELYN[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Evelyn trzęsącymi rękami aplikowała medi-żel zranionemu Wayrze. Pomimo swojego stanu, robiła dobrą minę do złej gry, uśmiechając się do niego pokrzepiająco - krzywo i w mało przekonujący sposób, ale licząc na to, że doceni jej gest. Nie przypominała już siebie sprzed wejścia do wnętrza bariery. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej pokazywała po sobie, że bardzo śpieszyło jej się do wyjścia. Im dłużej przebywali wewnątrz, tym większe na
pięcie im towarzyszyło - świadomość zamknięcia bez potencjalnego wyjścia sama w sobie była stresująca, jednak bycie zaatakowanym przez tajemniczych przeciwników wystarczyło, by pozbawić ją fasady osoby, która wie co robi. Pomimo jej bycia przeciwnikiem, rozglądała się po pozostałych, szukając naturalnego dowódcy, którego poleceń mogłaby się słuchać by zwiększyć swoje szanse na przetrwanie.
-
Jakieś obce gówno - zadeklarowała z początku na pytanie Zeda, dopiero po chwili pozwalając sobie na westchnienie. Umilkła na krótką chwilę, zbierając myśli. Dłonią pocierała skronie, jakby to, co właśnie się wydarzyło, wywołało u niej migrenę. -
Wyglądają jak ci, Zbieracze. Ale nikt ich chyba nigdy nie widział tak na żywo, są tylko zdjęcia. Wielkie robale, jak te o - wskazała ruchem podbródka leżące na ziemi ciało.
Karabin, który pozostawił po sobie domniemany Zbieracz, miał abstrakcyjną budowę, której żadne z nich wcześniej nie widziało. Już na pierwszy rzut oka jego ciemna powierzchnia przykuwała wzrok. Brak wolnego miejsca na pochłaniacz ciepła sugerował, że broń zasilana była w inny sposób. Skan Wayry szybko wychwycił kilka podstawowych faktów na jej temat.
Źródło zasilania karabinu znajdowało się w jego środku. Omni-klucz mężczyzny wychwycił wewnątrz mikro pole efektu masy, które musiało nadawać pociskom zabójczy pęd. Budowa broni wydawała się czerpać z biologii - karabin przypominał żywy organizm, jakby za jego działanie odpowiadał skomplikowany system nerwowy.
Ostatnim, co wywnioskował na podstawie zebranych przez siebie informacji Talav, był jego wiek. Broń była niemal antyczna, z pewnością nie została wyprodukowana w czasach obecnych, przynajmniej nie przy technologii im znanej.
-
Tak, wejście. Trasa... - mamrotała kobieta, uruchamiając swoje urządzenie i z powrotem wyświetlając na nim mapę. -
My idziemy do zachodniego wejścia. Więc oni muszą do wschodniego - są tylko dwa - ustaliła, wskazując im oba, niemal całkiem naprzeciwległe punkty fabryki. Z baraków droga do wschodniego przejścia była dość prostolinijna, a dla nich też nie powinna sprawiać problemu gdy dotrą do budynku. Wystarczyło iść wzdłuż niego by napotkać drugie wejście do środka. -
Powinniśmy na nich zaczekać. Jeśli tych... gówien będzie w środku więcej, to będziemy potrzebować pomocy.
Evelyn była dość pragmatyczna. Jej pierwszą myślą nie było ostrzeżenie drugiego zespołu o potencjalnym niebezpieczeństwie, a uchronienie przed takowym siebie. Nie mając przy sobie nawet broni, nie była przygotowana na walkę - była ich rozeznaniem w terenie. Powoli, bardzo ostrożnie, poprowadziła ich dalej, pośród innych, szarych pni drzew.
Nikt inny nie przeszkodził mu w pokonaniu ostatniego odcinka trasy. Las był zwodniczy. W ciemności czasem, kątem oka wyłapywali żółte ślepia przyglądające im się z oddali, które znikały gdy tylko obracali ku nim głowę. Sporadycznie blondynka podskakiwała na dźwięk łamanej gałęzi, obracając się dookoła siebie w przerażeniu. Pomimo jej strachu, po kilkunastu minutach wędrówki, które w napięciu wydawały się trwać wieczność, dostrzegli przerzedzenie w drzewach.
-
Wreszcie! - westchnęła, ucieszona, znacznie przyspieszając. Chętna pozostawić las jak najdalej za sobą, lgnęła do otwartej przestrzeni skąpanej w blasku pełnego słońca. Poprowadziła ich aż do linii drzew nim zatrzymała się jak osłupiała, rozglądając ze zdezorientowaniem. -
Co...
Od razu uruchomiła omni-klucz, znów przywołując mapę. Kropka oznaczająca ich lokację wskazywała, że żadna przeszkoda nie stała już między nimi a fabryką - byli na ostatniej prostej. Jednak gdy dogonili blondynkę i stanęli obok niej, dostrzegli widok zgoła inny od tego, którego się spodziewali.
-
Nie - stwierdziła, jakby to był fakt, z którym mogła się nie zgodzić. -
Moje plany są dobre. Na pewno. Jesteśmy na miejscu... a przynajmniej powinniśmy.
Budynku Fabryki nie było.
Żaden gmach nie przykrywał im spektakularnego widoku na ciągnące się niemal w nieskończoność pola, nieograniczane skalnymi ścianami, które widzieli wchodząc do środka. Wejście północne nie było zawalone - nie było go wcale. Dookoła rozpościerał się krajobraz stosunkowo płaskiego terenu porośniętego zielenią, ograniczonego jedynie błękitną, znajomą barierą.
-
Patrzcie - wydusiła z siebie po dłuższej chwili, wskazując jakiś punkt, sto metrów dalej - kamienna konstrukcja przypominająca wejście pod ziemię.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline: 9.06, godz 3:40