Diego wyraźnie bardziej był zainteresowany zawartością swojego kieliszka niż rozmową z Howardem. Pozwalał mu rozgadać się, chociaż doskonale wiedział, czym to grozi. Sam również był dość gadatliwy, ale z siedzącym naprzeciwko nich biznesmenem nie mógł się za nic we wszechświecie równać.
- Gospodarzowi powinno się wybaczyć, że poświęca uwagę takiej kobiecie jak pani – przesunął na moment wzrokiem po sylwetce Iris, co Diego skomentował tylko cichym chrząknięciem. Sam chciał w końcu, aby to całe przedstawienie miało miejsce, mógł przypuszczać, że Howard nie przepuści okazji, aby nawet kryć się z tym swoim wygłodniałym spojrzeniem. Rodriguez tylko zacisnął dłoń w pięść, uśmiechając się dla niepoznaki. Przez chwilę nawet wyobraził sobie Howarda, jako dobrą poduszkę na szpilki, tyle, że w roli szpilek wystąpiłyby wszystkie miecze z kolekcji Diega.
Spojrzał tylko z niedowierzaniem na Iris, poważnie chciała słuchać o owym uwiedzeniu? Nie bardzo wiedział czy to w ramach zawstydzenia Howarda, który zdawał się rzucić tą myślą, aby to właśnie Rodriguezowi było głupio, czy też faktycznie była ciekawa jak cały ten incydent miał miejsce. Diego doskonale pamiętał ten dzień. Z tym, że to nie on uwiódł ją tylko ona jego… No dobrze, wina leżała po obu stronach.
- To był piękny dzień – zaczął Howard wyraźnie nie zrażając się tym, że za dużo gada. – Wyszedłem do pracy, jak co dzień zostawiając moją żonę samą w apartamencie. Była piękna, ale dość wredna. Jak to żony.
Po czym znów się roześmiał zaciągając cygarem. Diego faktycznie musiał przyznać, że żona Howarda była bardzo atrakcyjna, aczkolwiek miała jedną dość specyficzną wadę – interesowały ją tylko i wyłącznie kredyty. Dlatego też zainteresowała się osobą Rodrigueza, chociaż całą noc powtarzała mu, że go kocha i chce rozwodu. Nie inaczej.
-Wieczorem zjawił się Rodriguez, jak zwykle czarujący, dobrze ułożony z tym swoim dżentelmeńskim stylem bycia.
- Ideał, czyż nie? – wtrącił Diego, zwyczajnie nie mając ochoty, aby ta anegdotka zawładnęła całą tą rozmową.
Howard odchrząknął zerkając tylko na Brazylijczyka.
- Nawet nie wiedziałem, że miał przyjść skurczybyk. Wchodzę jak zwykle do mieszkania, idę do sypialni, wchodzę a tam moja żona, kompletnie naga siedzi Rodriguezowi na kolanach – ponownie się roześmiał, aż cały się trząsł i niemal chrypiał. – Teraz to takie zabawne.
Diego nie komentował już niczego. Nie dodał ani słowa, aż do końca tego straszliwego spotkania. Dopiero, kiedy Howard wreszcie wyszedł poczuł się na tyle swobodnie by poluzować krawat. Chociaż może wcale nie powinien tego robić, bo Iris zdawała się mieć trochę inne plany, co to jego gabinetu. Musiał przyznać, że prezentowała się tam tak imponująco, że Rodriguezowi zrobiło się ciepło.
- Pani wybaczy – Diego uśmiechnął się pod nosem i włożył ręce do kieszeni. Powolnym krokiem, jakby nigdzie się nie spiesząc ruszył w kierunku biurka. Nie miał miny, tej, którą wszyscy przechodzący tędy. Nie kulił się ani nie przyspieszył kroku. – Wydawało mi się, że koniecznie chce się pani ze mną widzieć.