Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiedy ciało drugiego żołnierza osunęło się po ścianie, on również cofnął się o krok w stronę osłony, nie przestając jednak celować w Avisa. Szkarłatny ślad, który został na powierzchni korytarza, lśnił refleksami odbitego światła.
-
Spotkaliśmy się Noverii. Był ochroniarzem Jeffersona - odpowiedział zdawkowo na słowa Khouriego, nie planując wdawać się w szczegóły. Te wymagałyby dalszego wyjaśnienia, a to z kolei prowadziłoby do nieuniknionego komentarza od eks-żołnierza odnośnie jego decyzji. Coś, czego nie musiał słuchać, bo sam już zdawał sobie z tego sprawę.
Zamiast tego przeładował pochłaniacz ciepła, wypluwając z boku karabinu ten zużyty; rozgrzany radiator upadł na ziemię, odbijając się od niej dwa razy z krótkimi stuknięciami i tocząc się ku innym. Skinął nieznacznie głową, bez słowa zgadzając się ze słowami kobiety, gdy ta wypowiedziała na głos jego własne myśli odnośnie potencjalnej taktyki Avisa.
-
Uważaj. Może próbować odwrócić sytuację z gabinetu Kevina - rzucił cicho do Mayi. Nieopancerzony cel był łakomym kąskiem. Avis mógł próbować zaatakować biotyczkę, mógł chcieć ich obezwładnić, mógł próbować złapać zakładników.
Technologiczna tarcza, która rozbłysnęła w rękach jednego z pozostałych ochroniarzy, przyciągała wzrok. Utrzymywany efektem masy konstrukt ze stopu krzemu i związków metalo-węglowych lśnił własnym blaskiem, rzucając jeszcze więcej światła niż jego własna osłona pancerza i stanowiąc jego bardziej zwartą i nowoczesną wersję. Vex przez chwilę obserwował z uwagą cały proces, ale nie było tu miejsca ani czasu na fascynację; jego głowę w tej chwili zaprzątały wyłącznie praktyka takiego rozwiązania.
Castor miał najlepsze zabawki.
-
Już niedługo - odpowiedział bez emocji na ostre słowa miecznika, z powrotem przenosząc na niego swoją uwagę. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po molekularnym ostrzu, gdy mężczyzna uniósł je w pozycji do ataku, celując w jego stronę. Znajdowali się po dwóch różnych stronach korytarza, jeden z ostrzem w rękach, a drugi z karabinem, ale jakoś nikt z obecnych nie powątpiewał w zdolność tego drugiego do skrócenia dystansu.
Zielone tęczówki zatrzymały się na twarzy Avisa, próbując wybadać jego naturę. Czy poza tym, że jest lojalny, jest też mściwy? Czy był podobny do Reeda i w pierwszej kolejności zaatakuje nie żeby zabić, a zranić, obierając na cel nie jego, a Mayę? Czy Steiger przekazał mu, że biotyczka jest blisko z Widmem, czy może sam do tego doszedł po ich krótkim starciu na Noverii?
Przeczucie częściowo poparte logiką szeptało mu, że nie. Podpowiadało, że miecznik udowodnił już na Noverii i w relacjach z Jeffersonem, że chociaż pokazywał po sobie dyscyplinę, to w praktyce bywał impulsywny. Że w jego głosie nie było słychać sympatii ani podziwu do Reeda, gdy porównywał do niego Widmo, więc być może i nie było go też w stosunku do jego metod.
Ale czasy, gdy mógł sobie pozwolić na przeczucie, minęły.
Widmo nie zamierzał dać mu tej możliwości.
-
A jak myślisz dlaczego wciąż tu jestem? - odpowiedział miecznikowi chłodno, postępując o krok do przodu i opuszczając osłonę. Z powrotem wyszedł na środek korytarza, mierząc go spojrzeniem. Podejmując rękawicę.
Przełożył karabin do drugiej ręki, w pierwszej aktywując własne omni. Blady, pomarańczowy blask dołączył do tego rzucanego przez pancerz, gdy wywołane ostrze zmaterializowało się przy jego przedramieniu. Światło stało się tym bardziej intensywne, gdy niespodziewanie wszystkie inne przygasły, wygaszone komunikatem z narzędzia miecznika.
Który uderzenie serca później zniknął, pochłonięty przez własny płaszcz maskujący.
Vex potrzebował sekundy na reakcję. Nie zastanawiał się nad akcją człowieka, nie próbował się też wycofać lub atakować na ślepo. Zamiast tego uniósł karabin w drugiej ręce i pociągnął za spust, posyłając długą serię pocisków - jednak nie w stronę mężczyzny, licząc że go trafi na ślepo, a w stronę sufitu. Światła, rozbite żarówki, strzaskane podłużne lampy ledowe, pył, nawet kawałki plastiku z osłon korytarza - wszystko to co mogło zasypać podłogę i wyrównać nagle zmienione pole bitwy, odbierając część przewagi miecznikowi.
Nie był to pierwszy raz kiedy musiał walczyć na ślepo, ale tym razem nie miał swojego celownika termicznego.
-
Powiedziałem ci co się stanie gdy Reed lub Steiger tkną kogoś z moich bliskich - powiedział głośno zimnym tonem, opuszczając karabin i ponownie skupiając swoją uwagę na własnej omni-broni. Jego wzrok ślizgał się w napięciu pośród półmroku, a słuch próbował wychwycić coś więcej, jakiś skrawek podpowiedzi, drobny ślad. Trzymał własne ostrze, gotowy nawet przyjąć pierwszy cios, żeby zakończyć walkę własnym. -
Śmierć Mathiasa to nie koniec. Obiecałem ci, że zniszczę Castora. Że wypalę do gołej ziemi wszystko czego dokonaliście. Że nie spocznę dopóki nie cofnę waszych odkryć o całe dekady i nie pozbędę się wszystkiego czego Steiger dokonał. Wszystkie wasze badania, wszystkie jego projekty, wszystko czym mógł się przysłużyć Przymierzu, wszystko co poświęciliście w ramach postępu, każdą okropność którą popełniliście w imię lepszej ludzkiej przyszłości, każdy czyn który próbujecie sobie wmawiać jako słuszny lub honorowy, każde wyrzeczenie dla uratowania swoich bliskich lub wyleczenia nieuleczalnej choroby...
Struny, które trącał lekko palcami, służyły więcej niż jednej melodii. Uwaga Avisa wydawała być skupiona na jego osobie, ale musiał się upewnić, że tak pozostanie. Każde drgnięcie i drobny błąd, które mogły być spowodowane przez złość mężczyzny, były dodatkowym bonusem.
-
Reed mnie nie zatrzymał. Steiger mnie nie zatrzymał. I ty też mnie nie zatrzymasz, Avis. Będę polował na wasze resztki tak długo jak będzie trzeba. Znajdę każdego żołnierza, który służył waszej sprawie, każdego naukowca, który przyczynił się do waszej pracy, każdego jebanego asystenta, który parzył im kawę. Gdy skończę, nie pozostanie po was nawet wspomnienie.