Ostatkiem sił powstrzymała się od przewrócenia oczami. Kobieta o dźwięcznym nazwisku Rodriguez, które chyba było modne wśród ludzkich obywateli Illium, była jedną z najbardziej irytujących osób, jakie kiedykolwiek było jej dane poznać. Irene miała wrażenie, że kiedy nie miała na sobie robotniczych ubrań, chodziła ona w najbardziej tandetnych białych kozakach, jakie dostępne były w galaktyce i paliła najtańsze papierosy na rynku. Ale nie mogła pokazać po sobie tej niechęci.
- Czuję, ale... - przerwano jej, więc czekała, aż Rodriguez powie, co ma do powiedzenia. W międzyczasie kilkakrotnie przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Nie wiedziała, czy ktoś nie wypatrzył już z daleka jej rudej głowy i nie idzie w jej kierunku. Owszem, była kłopotem. Ale tylko tutaj, na Illium. Zaraz po starcie przestanie nim być.
Tysiąc kredytów?!
Okej, Irene nigdy nie była skąpa. Potrafiła wydać na raz wszystko, co udało się jej zaoszczędzić, na kolejną zachciankę. Tak było chociażby z Tłumicielem, którego sama jeszcze nie użyła. Używali go inni, ale nie ona, choć miała go już długo. W sumie nie powinna narzekać. Ale tak czy inaczej, odkładanie kredytów na później nie było jej mocną stroną. Ale tysiąc kredytów za jeden lot? I to w przestrzeni ładunkowej, gdzieś między skrzyniami? Zacisnęła zęby, powstrzymując się od protestów i prób obniżenia ceny. Faktycznie, nie miała czasu. Dawno nie spieszyła się tak, jak teraz.
- Dobra - westchnęła. - Niech będzie.
Nie splunęła na rękę, bo jakoś dziwnie zaschło jej w ustach - może właśnie na widok dłoni, którą na znak ubicia targu musiała uścisnąć - ale zrobiła to. Podała rękę, ciesząc się już w myślach, że w torbie miała żel antybakteryjny do mycia bez wody. W tej jednej, krótkiej chwili zaplanowała już pierwsze sekundy swojej podróży na Febe. Umyć ręce. Wielokrotnie.
Weszła po rampie do środka, rozglądając się po ładowni i wycierając wnętrze dłoni o spodnie. Nie wiedziała, gdzie Rodriguez chciała ją ulokować, ale nie narzekała, nawet jeśli dostał się jej zwyczajnie kawałek podłogi. Mogła usiąść po turecku i oprzeć się plecami o ścianę. Nie potrzebowała szczególnych wygód, więc poszła, gdzie została skierowana, mimo cichego głosu uskarżającego się w jej głowie (za tysiąc kredytów mogłabym mieć przynajmniej fotel). Byle opuścić Illium, byle dalej od poszukującego ją zombie z połową twarzy.