Okej. Rozmowy o awansie i o delegatach ziemskich rządów to nie była jej działka. Już jak radna z Rodriguezem rozmawiała na tematy, które nie interesowały Crimson, miała wrażenie że z nudów zacznie na drutach robić. Wydzierga sobie namiot i w nim zamieszka na te długie, męczące chwile. Teraz poczuła się, jakby tamte czasy wróciły. Ale tym razem było nieco ciekawiej, bo okazało się, że nowo poznany Matt i Iris Fel znają się lepiej, niż można było się spodziewać. Blondynka podskakująca do mężczyzny i składająca całusa na jego policzku sprawiła, że Crimson wysoko uniosła brwi, wsuwając wolną rękę do kieszeni i mierząc ich niewiele rozumiejącym spojrzeniem.
Gdyby była kimś innym, pewnie zrobiłoby się jej wstyd tekstów, które wypowiedziała wcześniej, kiedy śmiała się z radnych. Na szczęście jednak była Alexis Crimson, osobą, która jakiekolwiek zasady zachowania w towarzystwie musiała mieć spisane na kartce, inaczej myliły się jej z książką kucharską. A gotować nie umiała.
-
To... eee... gratulacje - rzuciła, jednak jakimś cudem powstrzymując się od doskoczenia do Matta i pocałowania go w drugi policzek. Dopiero co go poznała, pewnie awans był dla niego świetną wiadomością, zwłaszcza taki, o którym informowała go sama Fel, osobiście. Dziwiła się jego spokojowi. Gdyby ona dostała informację o tym, że została szefem maszynowni, pewnie umarłaby na panikę i stres do tego stopnia, że zaczęłaby jeść swoje leki wiadrami, zamiast garściami, tak jak robiła to teraz. Lubiła swoją posadę. Była bezpieczna i stabilna. I mniej odpowiedzialna.
Wzruszyła ramionami na propozycję Matta. Ona i tak zamierzała zostać ten dzień dłużej, żeby się napić w jego towarzystwie, skoro już to zaproponował. No i stawiał dwie pierwsze kolejki, albo więcej, jeśli będzie przekonująca. Z drugiej strony wyjątkowo nie potrzebowała więcej. Belford płacił jej tyle, że dawno już nie musiała się pod tym względem w niczym ograniczać. A że alkohole, które lubiła, były tanie i mocne, to problemów nie było już żadnych.
-
Powinnaś zobaczyć mnie - mruknęła. Bez mocnego makijażu i ułożonych włosów wyglądała raczej smutno. Przynajmniej swoim własnym zdaniem, bo Roy twierdził, że wytatuowała się tak, że właściwie nie ma różnicy co ma na głowie, bo i tak ledwo widać jej twarz. Kochany brat.
Nie robiło jej różnicy, czy Iris będzie z nimi, czy nie, bo i tak niczego to w jej życiu nie zmieniało. Ot, może pojawi się w jakimś szmatławcu, jako tajemnicza ekscentryczka z którą radna spędza wieczory. A może jako jedna z ludzi, z którymi się ona nie powinna spotykać, ale jednak to robi. Cóż, można było zgadywać, media i tak żyły własnym życiem. Skoro Iris to nie przeszkadzało, to Lex tym bardziej. A w trzy osoby na pewno było weselej, nawet jeśli jedna planowała po dwóch drinkach elegancko wracać do swoich apartamentów w iglicy.
-
Spoko, to ja tylko skoczę do portu wrzucić to do szafki i was znajdę - odezwała się, wskazując dłonią bliżej nieokreślony kierunek. -
Nie chce mi się z nimi chodzić całą noc, boję się że je zgubię, albo mi podpierdolą. Wiem gdzie jest Czyściec jakby co - dodała już do Matta, w razie gdyby czuł potrzebę wytłumaczenia jej tego.
Machnęła do nich ręką i odeszła w stronę postoju taksówek, pozwalając ich dwójce cieszyć się dobrociami publicznych transportów i swoim towarzystwem, dopóki Crimson nie wróci.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDo wtorku mnie nie ma, piszcie sami :*